Podkład muzyczny do rozdziału : Link ( prosiłabym was o pilnowanie tego, żeby wciskać replay, chodzi o atmosferę )
Krążyłam
zdenerwowana po pokoju sprawiając wrażenie opętanej. Docierało do mnie echo
słów Justina. Tylko on został w pokoju. Wiedziałam, że na mnie patrzy, może
nawet mało powiedziane. Byłam przez niego bacznie obserwowana.
Nagle poczułam
chęć mówienia. Chciałam powiedzieć coś więcej, coś co tylko ja odczuwam, czego
tylko ja doświadczam…
- Oni tu są,
Justin. – spojrzałam na niego – Ci ludzie, którzy zginęli, których rodziny są
teraz pogrążone w głębokim smutku, a nawet żałobie. Może to głupie, ale ja ich
naprawdę słyszę. Wypominają mi to i nigdy o tym nie zapomną. Najgorsze jest to,
że patrzyłam im prosto w oczy i naprawdę nic nie mogłam zrobić. Tylko, że oni
twierdzą inaczej. Według nich mogłam, mogłam zrobić wiele, ale nie zrobiłam.
Nie zrobiłam tego bo się bałam! Po prostu się bałam! To jest dopiero głupie.
Przecież oni wszyscy tam żyli, o ile żyli, w strachu. Siedzieli tam, w zimne…
Tylko ja tam wchodziłam, tylko ja mogłam cokolwiek… ale nic. Jak mogłam się
bać? To co oni musieli przejść było znacznie gorsze od tego, co działo się ze
mną. Dobrze o tym wiedziałam. Od samego początku. Więc dlaczego? Skąd we mnie
tyle egoizmu, Justin?
- Oboje wiemy,
że nie mogłaś nic zrobić. Wiem trochę o tobie, przez co wiem, że zrobiłaś co w
twojej mocy. Nie wierzę w to, co mówisz.
- Bo po co mi
wierzyć. Teraz jestem stukniętą wariatką, którą uziemiliście w domu z
psychiatrą.
- Przestań. –
podszedł do mnie, aroganckim ruchem oparł ręce na moich ramionach. Nie odrywał
wzroku od mojej twarzy. – Dlaczego tak twierdzisz, Des? Nam wszystkim na tobie
zależy, chcemy ci pomóc, więc dlaczego masz o nas takie zdanie?
- Nie mam o
was takiego zdania. Po prostu wiem, jak jest. – upierałam się – Tak naprawdę to
wszyscy traktowaliby mnie tak samo, jak wy, czyż nie? To właśnie dlatego nie
wyciągacie mnie z domu. Boicie się jak ludzie będą patrzeć.
- Nic z tego
nie jest prawdą. – zrobił krok do tyłu po czym ponownie do mnie podszedł i
przytulił do siebie. – Kochamy cię, Destiny. Wszyscy, bardzo cię kochamy.
Zostałam sama.
Sypialnia była pusta i ciemna. Może to normalne w środku nocy, ale
nienawidziłam tego. Wiem, że kiedyś lubiłam przesiadywać do późna, ale teraz..
nie odważę się. Kiedy jestem sama, czuję się źle. Jakby mnie ktoś obserwował.
Boję się, po prostu boję się, że zaraz wejdzie ktoś, kto nie jest nastawiony do
mnie przyjaźnie.
Wstałam z
łóżka, podeszłam do okna. Zatęskniłam za sobą. Tęskniłam za sobą? Tak, bardzo.
Nie byłam już tą samą osobą, czułam, że już nigdy nie będę. Ciężar ciążył na
moim sercu, chodził za mną wszędzie. Przytłaczał mnie do tego stopnia, że
chwilami nie wiedziałam jak oddychać.
*Justin*
Kolejny dzień,
kolejne zmartwienia. Każdego dnia wstając z łóżka, bałem się tam iść.
Wiedziałem, że nie znajdę tej samej dziewczyny, miałem nadzieję, ale prawda
górowała. Ona już nigdy nie miała być taka sama i każdy z nas musiał się z tym
pogodzić. No bo co nam pozostało?
Bolało, bardzo
bolało kiedy płakała i trzęsła się w moich ramionach. Cierpiałem kiedy
widziałem smutek i strach na jej twarzy, a najgorszy był fakt, że nie mogłem
nic, kompletnie nic zrobić. Chwilami brakowało mi nawet słów na to, by jej
odpowiedzieć.
Ledwie się
przebrałem i nie mogąc doczekać się odwiedzenia jej, szybko znalazłem się na
piętrze, gdzie znajdowała się jej sypialnia.
- Des? –
zapytałem na wejściu, jeszcze dobrze nie przekroczywszy progu. – Des? – nie
usłyszałem odpowiedzi, więc zapytałem ponownie. Kiedy zamknąłem za sobą drzwi,
rozejrzałem się. Sypialnia była pusta.
Wybiegłem z
pokoju, sprawdziłem łazienkę i wpadłem do salonu, gdzie znalazłem jej brata.
- Gdzie ona
jest!? – spojrzałem na niego nieco podnosząc głos. Wiedziałem, że od gier video
czasem trudno go odciągnąć. – Daniel, gdzie jest twoja siostra?! – powtórzyłem
pytanie zaczynając się denerwować.
- Nie
widziałem, żeby wychodziła. Pewnie u siebie.
- Nie ma jej w
pokoju. Myślisz, że pytałbym gdybym nie sprawdził?
- Jak to jej
nie ma?! – sprawił wrażenie jakby jego tok interpretowania otrzymywanych
informacji zatrzymał się na tych słowach i olał całą resztę zdania.
Zeskoczył z
fotela i pobiegł na górę. Wpadł do pokoju siostry, przerzucił pościel, jakby
chcąc ja tam znaleźć mimo widocznego obrazu. Trząsł się, zdenerwowany otwierał
nawet szafę i sprawdzał przestrzeń pod łóżkiem, ale bez oczekiwanych skutków.
- Justin,
gdzie ona się podziała? – zrozpaczony opadł na łóżko i jeszcze raz nerwowo
rozejrzał się dookoła. – Nie widziałem, żeby wychodziła. Jak mogłem nie
zauważyć…
- Znajdziemy
ją. Trzeba się tylko zastanowić gdzie może być. – próbowałem zachować spokój,
lecz zaczynałem już tracić tę równowagę.
- Jak!?
Justin, ona nie zna miasta ani okolicy. Jak mamy domyślić się, gdzie poszła?
Jeśli naprawdę wyszła to poszła, gdzie ją nogi zaniosły! Na chybił, trafił.
Dojdzie gdzieś, albo nie! Jezu Chryste, ojciec mnie zabije.
- Mimo
wszystko pójdę jej poszukać. – bez dyskutowania na temat tego pomysłu,
odwróciłem się i natychmiast wyszedłem. Już na samym początku pojawił się
problem. No bo w którą stronę miałem skręcić?
Znalazłszy się
poza osiedlem, pojawiały się coraz większe problemy z obraniem kierunku. Starałem
się wykorzystywać najmniejsze szczegóły o jakich niegdyś mówiła Destiny. Co
lubiła, co ją pociągało. Przecież właśnie tym mogła się kierować.
Łaziłem tak,
mając nadzieję na jakikolwiek tego efekt, aż do samego wieczora. W zasadzie to
dochodziła północ kiedy znalazłem się, dziwnym trafem, w centrum miasta. Tak,
Destiny zawsze lubiła duże miasta, w których nigdy nie jest cicho. Czy to mnie
do czegoś doprowadziło? Póki co, nie. Nie miałem pomysłów, czym kierować się
dalej. Rozejrzałem się, mój wzrok zatrzymał się na grajku ulicznym. Tak –
pomyślałem – On musi stać tu chociażby od południa. Zdałem się na ludzi.
Podszedłem do
niego z mieszanymi uczuciami. Grzecznie poczekałem aż skończy utwór, wtedy do
niego podszedłem. Zapytałem o Des. Tak się złożyło, że jej zdjęcie miałem w
telefonie, co ułatwiło sytuacje. Odetchnąłem z ulgą, kiedy grajek odpowiedział:
- Tak! Śliczna
siedziała tu prawie godzinę i zagadywała mnie pomiędzy utworami. Wypytywała o
wieżowce. Mówiła, że fascynują ją takie budynki.
- I co jej pan
odpowiedział?
- Wskazałem
mój ulubiony, a co! – uśmiechnął się życzliwie – po jakimś czasie odeszła,
szczerze mówiąc, nawet nie zauważyłem kiedy zniknęła.
- Dziękuję. –
odszedłem kilka kroków dalej, usiadłem na jednej z ławek. Zadzwonił telefon. Daniel
sprawdzał, jak mi idzie. Kiedy odpowiedziałem, ze nijak, wcale nie był
zadowolony. Szczególnie, ze wrócił ich ojciec i sam wyruszył na poszukiwania.
Pewnie biednemu Danielowi kazał zostać w domu, a on teraz się denerwuje.
Zacząłem
myśleć, gdzie mógłbym ją znaleźć. Dlaczego pytała o wieżowce? Grajek podał jej
nawet jeden z nich, dowiedziałem się jaki, wiem gdzie się znajduje… nie
zaszkodzi sprawdzić.
W przeciągu
połowy godziny znalazłem się w danym miejscu. Rozejrzałem się dookoła, nie
zauważyłem niczego dziwnego, ani niczego co byłoby podobne do Destiny.
Rozglądałem się i rozglądałem, aż w końcu odpowiedź przyszła niemal sama.
Podszedł do
mnie wysoki chłopak z kręconymi, jasnobrązowymi włosami. Uśmiechał się
życzliwie i zapytał mnie, czy to ja jestem Justin.
- Tak. A o co
chodzi? – zapytałem dociekliwie. W zasadzie to nie miałem czasu. Trzeba było
myśleć.
Znowu się
uśmiechnął i dał mi małą, różową karteczkę po czy zniknął i mimo usilnych prób
odnalezienie go wzrokiem w otoczeniu, nie udało mi się.
Delikatnie
otworzyłem złożoną karteczkę i powoli odczytywałem schludne pismo widniejące na
niej. Była tam nazwa jednego z wieżowców, niedaleko których się znajdowałem.
Wziąłem to za wskazówkę i odnalazłem konkretny wieżowiec. Wparowałem do środka.
Winda oszczędziła mi biegania po schodach. Sprawdziłem wszystkie piętra, a na
ostatnim zrozpaczony i zrezygnowany, nie wiedziałem co mam dalej robić.
Podniosłem
głowę i moim oczom ukazał się wyłaz dachowy. Rozejrzałem się, dookoła było
pusto. Od razu podniosłem się z miejsca. Bez większych problemów pokonałem drabinkę
i pchnąłem wyłaz, który okazał się otwarty.
Zlekceważyłem
uderzenie chłodnego wiatru i podciągnąłem się by po chwili znaleźć się na
dachu. Noga ugięła mi się kiedy postawiłem tam pierwszy krok. Nie widziałem
krawędzi, ale najwidoczniej wystarczyła sama świadomość.
Dobra, Bieber,
nie czas na to.
Kiedy już
myślałem, że znowu nie trafiłem ze swoimi interpretacjami wiadomości, mój wzrok
napotkał ją w ciemności. Stała obejmując się ramionami i patrząc w dół. Co ona wyprawia?
- Wiedziałam,
że przyjdziesz. – dobiegł mnie jej delikatny i spokojny głos, kiedy znalazłem
się nieco bliżej. Odwróciła się i spojrzała na mnie robiąc krok w moją stronę.
– Szukałeś mnie. – mimo braku pytania w tym zdaniu i tak odpowiedziałem
kiwnięciem głowy. Szczerze mówiąc, odjęło mi mowę.
Podeszła do
mnie. Zatrzymała się tak blisko, że zacząłem zastanawiać się nad tym, czy nie
powinienem zrobić kroku w tył. Jednak zrezygnowałem z tego pomysłu.
- Pamiętasz
jak mówiłam ci o tych ludziach? To było wczoraj, popołudniu.
Kiwnąłem
głową. Miałem ochotę objąć ją i przycisnąć do siebie tak mocno, jak to tylko
możliwe. Było jej zimno, a ja jakbym stracił władze we wszystkim co tylko
możliwe.
- To dla mnie
za dużo. Szukałam odpowiedzi odkąd tylko znalazłam się z wami. Chyba w końcu ją
znalazłam… To wszystko, co się wydarzyło, to zdecydowanie dla mnie za wiele.
Nigdy nie musiałam znosić takich… brak mi słów, żeby to określić. To po prostu
ból. Nie chcę go znosić. Chcę sobie pomóc. Chcę wam ulżyć. Wszyscy wiemy, że
nie jestem i nie będę już tym, kim byłam. Właśnie tego oczekiwaliście, prawda?
Ale nie, nie tym razem. Tym razem nic nie skończy się dobrze, mimo że
chciałabym aby twój los zaznał szczęścia, to boję się, że tak nie będzie. Twoja
obecność dodawała mi otuchy, wiesz? – uśmiechnęła się tak ślicznie, że niemal
nie mogłem ustać o własnych siłach – Kiedy tylko znikałeś, miałam ochotę pobiec
za tobą i nie pozwolić ci odejść, Justin. Chciałam, żebyś był ze mną. Teraz
wiem, że to za wiele. Że nie możesz spędzać ze mną każdej chwili. Masz swoje
życie, nie po to znalazłeś się w moim otoczeniu. Problemy znikną, kiedy zniknę
i ja.
- Destiny,
proszę cię, nie mów tak. Chodź ze mną, zabiorę cię do domu, zostanę z tobą.
Nigdzie nie odejdę, obiecuję.
Obdarzyłam
mnie kolejny serdecznym uśmiechem i położyła swoje drobne dłonie na mojej
twarzy.
- Kocham cię,
Justin. – przeczesała palcami moje włosy nie przestając się uśmiechać. Znalazła
się jeszcze bliżej mnie. Musnęła czule moje wargi, co przerodziło się w
bardziej namiętny pocałunek. Objąłem jej kruche ciało i przycisnąłem mocniej do
siebie.
Odsunęła się
ode mnie na minimalną odległość, spojrzała mi w oczy z uśmiechem.
- Destiny,
kocham cię. – odpowiedziałem muskając palcami jej zaróżowiony policzek.
Nie
przestawała się uśmiechać. Odsunęła się ode mnie. Zrobiła kilka kroków w tył.
Przestraszyłem się. Podążyłem w jej stronę, a on gwałtownie wyciągnęła rękę
przed siebie, tym gestem mnie zatrzymując.
- Destiny,
skarbie… - patrzyłem na nią z rozpaczą wypisaną na twarzy – Wróć do mnie.
- wyciągnąłem dłoń w jej stronę. –
Proszę.
- Zawsze będę
cię kochać.. – uśmiechała się, ale po jej policzkach popłynęły strumienie łez.
- Destiny!
Proszę! – ale ona odwróciła się, pobiegła i …
I
skoczyła.
__________________________________________
KOOOOOOOOOOOOOOONIEC! Oficjalnie ogłaszam koniec opowiadania o Destiny i Justinie! Jak wam sie podobało? Musze przyznać, że płakałam podczas pisania tego rozdziału o,o
Dobra wiadomość jest taka, że przygotowuje się do pisania kolejnego opowiadania, mam już pomysł i wszystko wskazuje na to, że dam radę. Także jeśli ktoś, chciałby czytać to prosiłabym o zgłaszanie się w najbliższym czasie. Będę jeszcze ogłaszac na Twitterze, gdzie zmieniłam nazwę! Teraz jestem @/theMletter .
No to jak wam się podoba? (:
Do zobaczenia!
xoxo, ~ms.M