środa, 1 lutego 2012

7.


Kiedy wróciłam do domu, robiło się już późno. Zwykle o tej porze leżę już w łóżku i esemesując z Pete’m, ale tego wieczora mój telefon milczał. Mogłam mieć jedynie nadzieję, na szybką zmianę w zachowaniu mojej komórki.
            Ledwie przekroczyłam próg kuchni z zamiarem napojenia czymś organizmu, a okazało się, że moja mama jeszcze nie śpi ( co było czymś bardzo dziwnym jak na nią ) i na dodatek, wyraźnie czegoś oczekuje. Czyżby jakiś wyjaśnień? Ode mnie?
            Chciałam ją olać, napić się i pójść do siebie. Moje zamiary okazały się znacznie trudniejsze do wykonania…
            Po chwili ciszy i dziwnego napięcia tworzącego się między nami, zaczęła mnie wypytywać co to był za chłopak, co robił w naszym domu i co się tam, na górze wydarzyło.
            Mama nigdy nie wiedziała wszystkiego o mnie, ani o moich znajomych. Tak samo było z Pete’m. była wielce zaskoczona kiedy opowiedziałam jej o tym, ze to Pete go uderzył. Na jej miejscu pewnie również mocno bym się zdziwiła. Jednak to nas różniło. Ja wiedziałam jaki Pete potrafi być i jaki bywa, czasem zbyt często.

            Nadszedł weekend, a Pete nadal się nie odzywał. Nawet moje rodzeństwo zaczęło o niego wypytywać kiedy nie zjawiał się w naszym domu kolejny dzień. Okazało się, że moja młodsza siostra nagle zatęskniła za tym jak biegał z nią po domu trzymając ją na barkach, a brat nie miał z kim pograć na konsoli.
            Dni mijały mi na wiecznym przemyślaniu swojego zachowania, sprawdzaniu telefonu, czy aby nie jest wyłączony i czy ma zasięg. Najmilszym zajęciem jakie miałam były wielogodzinne rozmowy z Melanie, a raczej wyżalaniu jej się. Czasem przerażało mnie to, jak potrafiłam narzekać.
            - Zawsze ci powtarzałam, że on jest jakiś dziwny. – parsknęła bezmyślnie – to nie facet dla ciebie. Jest przystojny, ale zasłania to swoim egoizmem.
            - Mel.. jest jaki jest, ale wcześniej kiedy się do mnie nie odzywał, miał jakiś konkretny powód. Teraz też musi tak być.
            - No, i jest. – wbiła we mnie swoje zielone oczy – Bieber. – dodała z pewnością w głosie. – Destiny, ten facet po prostu nie rozumie, że masz prawo zadawać się z kim chcesz, z chłopcami również. Nawet w szczególności. – zaśmiała się cicho kładąc dłoń a moim ramieniu.
            - Co sugerujesz?
            - Nic nie sugeruję. Po prostu się tym nie przejmuj bo na jutro musisz być wypoczęta. Chyba pamiętasz jakie masz plany?
            - Tak, pamiętam – odparłam cicho – też będziesz?
            - Oczywiście, a kto was zawsze nagrywa, jak nie ja? – znowu się uśmiechnęła – więc kładź się do łóżka, a ja zmykam do siebie – cmoknęła mój policzek obejmując mnie czule – nie przejmuj się mała, do jutra. – powiedziała niskim tonem z lekkim uśmiechem na twarzy.

            Następnego dnia razem z ludźmi z ulicznej grupy tanecznej mieliśmy zaplanowane kolejne show, więc rano wcześnie zerwałam się z łóżka i mimo bólu, który nadal doskwierał po wypadku zaczęłam się przygotowywać.
            Tym razem narobiliśmy więcej zamieszania bo Ryan, jeden z członków grupy, wymyślił, że powinniśmy spróbować poza wnętrzem budynku.
            Wybraliśmy na początek dzielnicę NY znajdującą się blisko szkoły. Dowiedziałam się, że dzieciaki tego dnia mają zajęcia, więc czas i miejsce również nie były wybrane przypadkowo. Oprócz tego było tam mnóstwo sklepów, więc ulica była dość mocno zatłoczona.
            Początek wyglądał podobnie jak ostatnim razem. Wtapialiśmy się w tłum, chociaż i tak wszyscy wiedzieliśmy, że trochę się z tego tłumu wyróżniamy. Muzyka tym razem wydobywała się z ogromnego radia, które jeden z uczestników niósł na barku. Kiedy postawił je na ziemi, wszyscy wyskoczyliśmy z tłumu i zaczęliśmy tańczyć.
            Nauczyciele z pobliskiej szkoły byli uprzedzeni o planowanej akcji, więc urozmaicili dzień dzieciakom pozwalając im wyjść w środku zajęć. Wokół zebrali się ludzie i uśmiechali się nagrywając zdarzenie. Pośród tłumu dostrzegłam Melanie i od razu mi ulżyło, obawiałam się, że zapomni, a ktoś musiał nagrać  nasz kolejny występ.
            Kiedy odchodziłam już z miejsca zdarzenia, słyszałam jak ludzie wymawiają w naszym kierunku miłe słowa, a potem powtarzają je między sobą.
            Melanie zabrała mnie do swojego samochodu. Wsiadłam do niego w doskonałym humorze, dokładnie tak, jak po każdym występie.
            Tym razem jednak mina szybko mi zrzedła.
            Usłyszałam dźwięk mojego telefonu wydobywający się z kieszeni. Wyciągnęłam telefon i miałam ochotę wyrzucić do na ulicę kiedy zobaczyłam nadawcę.
            - Co jest? – po dość długim czasie, w którym jedynie gapiłam się w ekran komórki, Mel przerwała ciszę.
            - Justin... – odparłam opierając się bezradnie.
            - Co Justin? – dopytywała
            - „Byłaś świetna” – zacytowałam – musiał gdzieś tu być. Nie rozumiem, czemu on mi tak po prostu nie da spokoju?
            - Pewnie wpadłaś mu w oko – zachichotała patrząc na drogę.
            - Przestań!
            - No co? Wiesz.. nie ukrywajmy, wszystko masz na swoim miejscu i niczego ci nie brakuje.
            - Zamknij się już – syknęłam chowając twarz w dłonie.

PONIEDZIAŁEK

            Podjechałam samochodem mamy pod szkołę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to duże zamieszanie przy jednym z miejsc parkingowych. Początkowo chciałam po prostu wysiąść z auta i pójść na lekcje, ale w momencie kiedy zamykałam za sobą drzwiczki samochodu dotarło do mnie, ze Justin tego dnia miał rozpocząć zajęcia w tej szkole.
            - Obiecałam..- powiedziałam sama do siebie. Wiedziałam, że to byłoby nie fair. Oczywiście nie miałam pewności czy to on jest powodem zamieszania, ale gdyby był i złamałabym obietnicę, nie byłabym z siebie zadowolona.
            Zakładając torbę na ramię ruszyłam w stronę tłumu debilnych nastolatków.
            - Co tu się dzieje? – oschłym tonem zapytałam jednego z kolesi, który stał pośród innych.
            - Nic takiego, witamy nowego kolegę – uśmiechał się głupio patrząc jak Justin co chwilę ląduje na masce jakiegoś wozu.
            Wcześniej byłam pewna, że kiedy Bieber przyjdzie do tej szkoły narobi bardziej pozytywnego zamieszania wokół swojej osoby. Tymczasem okazuje się, że ludzie z tej szkoły nie są zbyt tolerancyjni. Na pewno nie tego się spodziewałam.
            - Wystarczy – po chwili zamyślenia przebiłam się przez tłum i stanęłam pomiędzy dwoma cwaniakami. Obu szybko zmierzyłam wzrokiem. Znałam ich, a raczej Pete ich znał. Dlatego też oni znali i mnie.
            - O, witam panią Marshaw – zaśmiał się i wykonał kpiący pokłon.
            - Nie denerwuj mnie, Tonny – warknęłam.
            - Dobra, dobra – odsunął się odruchowo unosząc ręce.      
            - Chodź. – spojrzałam na Justina, a ten bez słowa, ze zmieszaną miną poszedł za mną.
            Zaprowadziłam go pod samą klasę uświadamiając po drodze gdzie będzie miał kolejne lekcje. Czekałam aż wejdzie do sali, tak dla pewności, dopiero potem poszłam na swoje zajęcia. Przez to wszystko, spóźniłam się bo musiałam obejść pół szkoły żeby dojść do odpowiedniej klasy, a po drodze jeszcze zahaczyć o swoją szafkę.

            Nic więcej nie wydarzyło się, aż do ostatniego dzwonka tego dnia. Justin cały czas trzymał się ze mną i Melanie, z którą bardzo dobrze się dogadywał. Patrząc na nią miałam wrażenie, że jest w siódmym niebie kiedy z nim rozmawia. W zasadzie to ja nie zamieniłam z nim ani jednego słowa, za to Melanie szczerzyła się i nawijała jak opętana.

            - Destiny! – usłyszałam piskliwy wrzask przyjaciółki zza moich pleców. Miałam zamiar wsiąść do samochodu i wrócić do  domu. No ewentualnie starać się o uwagę Pete’a, którego nie widziałam kilka dni.
            - No? – mruknęłam odwracając się na pięcie.
            - Mogłabym wrócić z tobą? Spieszę się. – byłam wyraźnie czymś podekscytowana. Zmierzyłam ją dokładnie wzrokiem.
            - Jasne, wsiadaj. – odpowiedziałam po czym wsiadłam pierwsza i przerzuciłam torbę na tylne siedzenia.
            Melanie wierciła się całą drogę uśmiechając się szeroko do siebie. Zerkałam na nią z lekka kpiną w oczach. W pewnym momencie usiadła przodem do mnie i gapiła się nadal ukazując rządek białych zębów.
            - No co? Nie widziałaś nigdy jak samochód prowadzę?
            - Ale ty marudna ostatnio jesteś – parsknęła – wybacz, że zakłócam twoją oazę wściekłości.
            - Mel, o co ci chodzi?
            - O nic. Po prostu chciałam porozmawiać z przyjaciółką.
            - Przecież wiesz, że zawsze i o wszystkim – westchnęłam – o co chodzi?
            - Justin jest słodki – zachichotała – już wiem dlaczego nie chciałaś o nim opowiadać.
            - Co znowu? Facet jak facet.
            - Idziemy dzisiaj do skateparku. Powiedział, że pokaże mi kilka trików na deskorolce.
            - Ty i deskorolka?
            - Nie powiedziałam, że będzie mnie uczył. Idę popatrzeć.
            - To wiele wyjaśnia. Dlatego tak ci się spieszy?
            - No, tak. – odparła – a ty.. nadal myślisz o tym kretynie? Nie odezwał się?
            - Nie. – odpowiedziałam jakbym była przygotowana na takie pytania. Po raz pierwszy, ani razu nie spojrzałam na przyjaciółkę jadąc z nią samochodem.
            - Tinuś.. – pogłaskała mnie po ramieniu – może idź do niego? Mieszkanie tylko kilka domów od siebie. Nie mogę na ciebie patrzeć kiedy wiecznie jesteś taka zła.
            Że ja na to nie wpadłam! Co mnie powstrzymywało przed odwiedzeniem go? Robiłam to setki razy! Dlaczego niby miałabym nie dowiedzieć się o co mu chodziło, do cholery? I dlaczego się nie odzywał, ani nie dawał żadnego znaku życia?
            Odstawiłam Melanie przed jej domem po czym skierowałam się prosto do siebie nie oszczędzając siły na przyciskaniu pedału gazu.
            Zostawiłam samochód mamy na podjeździe i tak samo szybko jak znalazłam się na swojej posesji, zniknęłam z niej.
            Nie chciałam i nie miałam zamiaru czekać. Nie dawał znaku życia przez ostatnie kilka dni. Nie mogłam przez niego spać, a ten najwyraźniej miał to głęboko w dupie.
            Szłam myśląc tylko o tym co mnie spotka na miejscu. Inna dziewczyna? Śmierć w rodzinie? Pijaństwo? Bójka? Starałam się być przygotowana na wszystko i jeszcze więcej.

            Zapukałam niepewnie i przeskakując z nogi na nogę oczekiwałam z niecierpliwością aż ktoś otworzy drzwi. Ku mojemu, wielkiemu zdziwieniu nie otworzył mi on, ani żadne z jego rodziców. Za drzwiami ukazała się młoda kobieta z niemowlakiem otulonym kocykiem w ramionach. Szczerze zdziwiona popatrzyłam na nią i starałam się w niej kogokolwiek rozpoznać, jednak niestety, pierwszy raz kobietę widziałam na oczy.
            - Zastałam Pete’a? – zapytałam niepewna tego co robię. Zajrzałam kobiecie przez ramię do środka, dom wyglądał nieco inaczej.
            - Kogo? – popatrzyła na mnie ze zdziwieniem – nie ma tu nikogo takiego – dodała widząc moje zmieszanie.
            - Ale.. – rozejrzałam się wokół upewniając czy trafiłam pod dobry adres – jak to?
            - Mieszkamy tu od wczoraj. Może mówisz o synu państwa Marshaw? Tylko, ze.. oni już tutaj nie mieszkają. Przeprowadzili się.
            - Jak to przeprowadzili?
            - Z tego co wiem opuścili Nowy York. Więcej jednak nie wiem, nie mieli powodów, żeby nam się spowiadać.
__________________________
Powiem wam, że bardzo dziwnie się czuję jak nic do was nie piszę, tak anonimowo o,o
Zmieniłam także wygląd bloga i muszę ostrzec, że może to się dziać dość często bo mi się czasem nudzi :)
Jest was niewielu, aczkolwiek cieszy mnie to, ze ktokolwiek czyta moje wypociny. Dziękuję każdemu kto choć raz odwiedził ten blog ♥
P.S. Jarka jest zajebista! ♥ ( to chyba miało być coś w rodzaju dedykacji, ale zajebista Jarka zapomniała tego słowa :)
I Jak wam się podoba? ♥