sobota, 3 marca 2012

15.


W domu rozpowszechniała się pustka. Tata, jeśli nie był w pracy to siedział bezczynnie gapiąc się w telewizor. Zdziwiło mnie trochę to, że milczał. Zupełnie przeciwnie niż podczas gdy mama była jeszcze w domu. Niby kłócili się z miłości? Na pewno nie mama.
Sama siedziałam zamknięta w pokoju i jakoś nie paliło mi się do wyjścia. Nie robiłam tego celowo, przecież nie zamykałam drzwi na klucz i byłam w stanie rozmawiać z domownikami. Ja po prostu nie miałam ochoty wychodzić w obawie, że będę musiała oglądać pewne, fałszywe twarze. W końcu nic przyjemnego w tym, że uważałam kogoś za w miarę przyzwoitego człowieka, a okazało się, ze znałam go za mało by cokolwiek o nim powiedzieć. Może i byłam trochę odcięta i nieobecna w świecie od sobotniego poranka, ale uwierzcie, to było poza kontrolą.
Wypisywałam różne bzdury w pamiętniku o tym, jak to źle mi ze zdradą mojej rodzicielki. Można by wyliczyć, że średnio co minutę przestawałam bazgrolić po kartkach i gapiąc się tępo przed siebie, myślałam o Carmen. Tak, dokładnie tak. Chciałam poznać prawdę. Rozmyślałam o tym większość czasu, od momentu kiedy mi to wszystko powiedziała. W zasadzie nie docierało to do mnie. Nie byłyśmy ani trochę do siebie podobne, w niczym nie przypominała mnie, a ja jej. Kwestia wychowania? Całkiem możliwe. Nie da się ukryć, że Carmen jest osobą chamską, bezczelną, lubiąca imprezy i mającą w dupie to, co inni o niej myślą. Nie to, żebym ja się jakoś szczególnie przejmowała opinią ludzi, ale ona aż sama się prosi o opinię pospolitej dziwki. Raz byłam z nią w klubie i już więcej tego nie powtórzę. Szkoda tylko, ze przemyślałam to dopiero po tym, jak niemal sama źle skończyłam. Z biegiem czasu gryzło mnie coraz więcej spraw i nie podobało mi się to, iż to wszystko w pewien sposób mnie dotyczyło. No dobrze, nie w pewien sposób, po prostu mnie dotyczyło.
Każda przechadzka po domu sprawiała, że jeszcze intensywniej zastanawiały mnie pewne sprawy. Dlaczego tam było tak cicho? Dom zdawał się być całkiem pusty. Gdzie podziała się moja, zwykle nieznośna siostra? Odpowiedź brzmi: siedziała GRZECZNIE w swoim, cukierkowym pokoju i tworzyła dzieła sztuki na kartkach (bardzo ważne jest to, że rysowała na papierze gdyż moja, mała siostrzyczka była mistrzynią tworzenia pejzaży naściennych). Daniel, jako starszy i jednocześnie pozornie mądrzejszy, wyszedł z kolegami rozegrać kolejny mecz koszykówki. Cwaniak. Sama chętnie wyszłabym z tego miejsca powodującego ciarki na mojej skórze, ale miałam powody by tego jednak nie robić.
Nienawidziłam kiedy musiałam siedzieć sama, a wszystko dookoła było tak podejrzanie spokojne. Zaczęłam zastanawiać się, czy lepiej będzie jak wtargnę do pokoju Marie, czy może kiedy dołączę do taty oglądającego telewizyjne show. Moje rozważania zakończyły się na tacie. Mała kazałaby mi rysować jakieś stwory, a ja niespecjalnie miałam na to ochotę bo właśnie zanim wyszłam z pokoju skończyłam po raz… nie wiem który, szkicować widok zza okna mojej sypialni. Poza tym, to mógł być dobry moment do rozmowy z tatą na mój temat, mój albo mój i mojej siostry.
- Tato, mogę? – stanęłam obok kanapy czekając na reakcję ojca.
- Tak, proszę siadaj. – odsunął się kawałek robiąc trochę miejsca – coś się stało? Potrzebujesz czegoś? – oderwawszy skupienie od ekranu telewizora, usiadł do mnie przodem opierając ramię na oparciu kanapy.
- Chciałam z tobą o czymś porozmawiać. – mówiłam niepewnie pocierając dłońmi o uda.
- Co to takiego? – zapytał lekko unosząc brew.
- Nie jestem twoją córką? – po kilku głęboki wdechach udało mi się to z siebie wydusić.
- Oczywiście, że jesteś, Destiny. Wychowałem cię wraz z twoją matką od dnia twoich narodzin.
- Ale… chodzi mi o pokrewieństwo, nie jesteś moim biologicznym ojcem? – popatrzyłam na niego szczenięcym wzrokiem.
- Nie. – odpowiedział uciekając wzrokiem – ale to nic nie znaczy. Bardzo mocno cię kocham i nigdy nie pozwolę, żeby coś stało się mojej córce.
- Masz na myśli mnie?
- Bez wątpienia. Nadałem ci imię, ochrzciłem i wychowałem. Jesteś moją córką i nigdy nie oddam cię w obce ręce. – przyciągnął mnie do swojej piersi i mocno przytulił.
- Czemu nic mi wcześniej nie powiedzieliście?
- Córciu… uznaliśmy, że tak będzie ci łatwiej. Nie chcieliśmy, żebyś czuła się inaczej lub, broń ci Boże, mniej kochana. Nie miej mi tego za złe. Wiem, że teraz jesteś już trochę starsza, ale nadal zależy mi na tym, żebyś dobrze czuła się przy tatusiu – uśmiechnął się.
- A co jeśli mama będzie chciała nas zabrać? Albo ten, do którego się wyniosła…
- Zostaniecie ze mną. – przerwał mi stanowczym tonem – po za tym dobrowolnie nigdy bym was nie oddał, a na drodze sądowej głos macie również wy. Nie martw się o to, Destiny. Wszystko będzie dobrze, musimy się po prostu przyzwyczaić.
Z tego powodu iż obudziłam się w środku nocy, w salonie, przykryta kocem wywnioskowałam, że musiałam zasnąć podczas rodzinnego wykładu taty. normalnie bym tego nie zrobiła, ale ostatniej nocy nie spałam najlepiej i wyszło jak wyszło.
Owinięta w ciepły koc, niczym nocna zmora powędrowałam do swojej, pustej sypialnie wypełnionej jedynie światłem księżyca w pełni. Usiadłam na łóżku rozglądając się wokół i właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że nie będę już ta samą Destiny. Cos się skończyło, coś się zaczyna. Coś we mnie pękło i niemożliwa jest w tym przypadku regeneracja. Nocne przemyślenia zawsze przynoszą lepsze skutki i nie ma się co dziwić, że zdecydowanie bardziej wszystko podoba mi się po zachodzie słońca.
PORANEK, SZKOŁA
Tata w drodze do pracy odwiózł mnie do szkoły i jeszcze w domu zabronił wszelkich dyskusji na ten temat.
Weszłam na dziedziniec szkoły rozglądając się w poszukiwaniu przyjaciółki. Widok, na który się natknęłam nie był zadowalający. Wręcz powalał sztucznością i kłamstwem. No bo kto chciałby widzieć Carmen, która zapierała się, że z Bieberem nic jej nie łączy, a jednak siedziała okrakiem na jego kolanach wpychając mu język do ust? Jeżeli jeszcze raz usłyszę jakieś kretyńskie wymówki i tłumaczenia to komuś się ostro oberwie. Czy ja naprawdę wyglądam na tak głupią, aby nie można było ze mną szczerze rozmawiać?
- Des! – poczułam pchnięcie i usłyszałam piskliwy głos Melanie – po co się na nich gapisz?
- Nie gapię się na nich – skłamałam – z resztą, nieważne. Chodź. – poszłam przodem i od razu usłyszałam dreptanie przyjaciółki za mną.
- Myślisz o nim? – ze zdziwieniem ciągnęła temat – z tego co mi wiadomo to niespecjalnie za nim przepadasz.
- Bo tak jest. – warknęłam – nienawidzę ich obu. – poprawiłam torbę spadającą z mojego ramienia.
- Nie masz szczęścia do ludzi, Des. – kiedy tylko posłałam jej znaczące spojrzenie szybko dodała – dobrze już, nieważne.
Miałam go naprawdę głęboko w dupie. Wcale nie obchodziło mnie to, że się na mnie natrętnie gapił. Nie odwzajemniłam spojrzenia nawet na milisekundę. O ile się nie myliłam to Bieber powinien być bardziej zainteresowany Carmen, która bezskutecznie próbowała skupić na sobie jego uwagę. Przez to, że jej się nie udawało, ja obrywałam złowrogim spojrzeniem brunetki. Tak było na, chyba, każdej lekcji mimo, że starałam się ich unikać. Jednak na nieszczęście, po prostu byłoby dziwne gdybym nie chciała ich widzieć i faktycznie nie zobaczyła. Miałam ich gdzieś, ale drażniło mnie, że musiałam patrzeć na ich obściskiwanie się przy szkolnych szafkach, stolikach na stołówce, czy samochodach na szkolnym parkingu. Najbardziej irytujące było to, ze zawsze znajdowali się w tym samym miejscu, w którym byłam akurat ja. Nawet jeśli miałam wcześniej zamiar zostać w jednym miejscu na dłużej, to kiedy tylko zobaczyłam tych dwoje, przyspieszałam kroki nie zwracając na nich większej uwagi.
Na szczęście dzień w szkole potrafi minąć bardzo szybko. Po lekcjach Melanie wróciła ze mną do domu. Obie uznałyśmy, że będę się lepiej czuła kiedy w domu będzie ktoś normalny. No, przynajmniej w pewnym stopniu normalny. Po za tym, obiecałam jej pomóc w nadgonieniu materiału z matematyki.
Jak to moja przyjaciółka, od razu na wejściu narobiła szumu, a dopiero po fakcie dokonanym powiadomiłam ją, że dom jest pusty. No cóż, przynajmniej ona pozostała sobą, a ja byłam na tyle sobą, by Melanie mogła rozbawić mnie w każdej chwili.
______________________________________________
Cześć! 
Jaka ja jestem okropna, żeby tak nie dawać znaku życia przez calutki tydzień? Proszę o wasze wybaczenie, drodzy Czytelnicy, zrozumcie ten niemiłosierny brak weny. Nie potrafię nic ująć w słowa, ale staram się! Tak, jak obiecałam. 
Pod nagłówkiem pojawiła się zakładka ' button' znajduje się tam maleńka 'ikonka', którą możecie zalinkować i wstawiać na wasze strony oraz w ten prosty sposób reklamować bloga :)  Nie ukrywam, że miło byłoby zobaczyć to, na jakimś blogu :) 
Wybaczcie, ale zmęczyłam się przepisywaniem rozdziału i powiadomienia roześlę wam jutro, kiedy tylko wejdę. No chyba, że jeszcze jakimś cudem zdołam to zrobić dzisiaj. 
xoxo, ~Ms.M