Tamtej nocy,
kiedy wyszłam z jego domu, myślałam, że zwariuję. Było to jednocześnie bardzo
odważne posunięcie z mojej strony. Twierdziłam, że nawet jeśli nikogo nie
będzie we wskazanym miejscu to i tak nie zawrócę. Będę wręcz z siebie dumna.
Tak więc się stało.
Wskazówki
zapisane w liście doprowadziły mnie do nocnego klubu. Weszłam do środka z
przekonaniem, że ktoś, kto przypominałby mężczyznę w garniturze. Ciemne włosy,
domyśliłam się, że oczy również. Drink w dłoni. Niespokojnie drgająca noga
oparta na krześle. Odetchnęłam z ulgą kiedy dostrzegłam kogoś takiego.
Obawiałam się jednak, że to po prostu załamany biznesman, który właśnie stracił
sporą cześć swojego majątku, albo dowiedział się, że jego żonie nie wystarczą
tylko pieniądze, przez co znalazła sobie młodszego poszukiwacza przygód ze
starszymi kobietami.
Mimo burzy
myśli szumiących mi w głowie, podeszłam do baru i usiadłam tuż obok
podejrzanego o bycie nadawcą listu.
„ Kiedy
przyjdziesz, na pewno Cię rozpoznam, więc nie musisz martwić się o to, jak się
odnajdziemy…” – tak właśnie pisał, dlatego siedziałam wgapiona w swoje
splecione na barze dłonie olewając jednocześnie barmana, który szybko przerwał
wycieranie kieliszków kiedy podeszłam.
- Co dla pani?
– dopytywał natrętnie.
Niemal
podskoczyłam słysząc jak odzywa się mężczyzna siedzący obok.
- Dwa razy to
samo. – skinął głowa na kelnera wskazując na opróżniony kieliszek, w którym
pozostała jedynie papierowa parasolka. – Uciekłaś. – nie patrzył na mnie, ale
wiedziałam, że jego słowa skierowane są do mnie. – Myślałem już, że nie
przyjdziesz.
Nie wiedziałam
co odpowiedzieć. W końcu odważyłam się na niego spojrzeć, on również dopiero
wtedy skierował swój wzrok na mnie.
Lekki zarost
chyba dodawał mu lat, ale świetnie wyrównywały to czekoladowe oczy mężczyzny,
które błyszczały radością nawet kiedy mina mówiła coś innego. Nie mógł mieć
więcej niż 30 lat. Włosy miał gęste i tak ciemne, że niemal zlewały się z tłem
wnętrza klubu, zmieniając się w ciemną plamę.
- Jak minęła
podróż? – zapytał głosem starego przyjaciela, który czekał na rozmówcę od co
najmniej tygodnia ze zniecierpliwieniem. Dokładnie tak, jakbym wcale nie
uciekła z domu Marshawa narażając swój tyłek na niezłe kłopoty.
Tu, ni stąd ni
zowąd zaczęłam mu opowiadać o moich problemach z wyjściem poza opustoszałe
tereny kryjące się po drugiej stronie wielkiej rezydencji młodego przestępcy.
Dopiero po co najmniej godzinie wędrówki na oślep, spostrzegłam światła latarni
oświetlających niewielką ulicę. Kiedy tam dotarłam okazało się, że mają nawet
chodniki. Czyli upewniłam się w tym, iż jednak nie wywiózł mnie na kompletnie
odludzie. Skręciłam w prawo słuchając własnej intuicji i dotarłam do budynków,
które nie wyglądały na możliwe do zamieszkania, ale jednak światła w oknach
były zapalone. Uznałam, że jestem na dobrej drodze. To właśnie wtedy zaczęłam
czytać nazwy ulic na budynkach, czy patrzeć na znaki wskazujące drogę głównie
kierowcom. Poradziłam sobie, pytałam tylko dwoje ludzi o drogę, więc nie jestem
aż taką fajtłapą.
Kiedy
opowiedziałam mu już o przebytej drodze, trwającej niemal całą noc (na miejsce
dotarłam o 4 nad ranem) zaśmiał się życzliwie i upił łyk drinka, którego kelner
właśnie postawił przed nim.
- Gratuluję.
Właśnie uratowałaś swój tyłek. – to słownictwo również nie mogło świadczyć o
wysokim wieku faceta – Teraz pozostaje Ci tylko mi zaufać.
- Po tym, co
już zrobiłam tej nocy, to zadanie wydaje się być proste niczym drut. –
westchnęłam – ale potrzebuje się
przespać.
- Więc
chodźmy. – wstał i stojąc zwrócony do mnie przodem, oczekiwał aż również
podniosę swoje cztery litery. Po upływie kilku sekund, zrobiłam to i poszłam
jego śladami kierując się do wyjścia z pomieszczenia.
Zaprowadził
mnie kilka ulic dalej, gdzie zaparkował samochód.
- Za bardzo go
lubię, żeby narażać na ryzyko wybicia szyby, kradzieży, czy rys. – tłumaczył
się z uśmiechem kiedy przeszyłam go typowym dla mnie wzrokiem.
Droga minęła w
ciszy, zastanawiałam się, czy to będzie już koniec i czy będę miała już spokój,
przynajmniej ze strony Pete’a. Kiedy powiedziałabym, ze tak. Ale teraz… ta jego
druga odsłona nie wyglądała na kogoś, kto łatwo odpuści zlekceważenie swojego
słowa. Poniżyłam go. Czułam, że odczuję to bardzo dotkliwie.
Dojechaliśmy
na parking, który znajdował się na tyłach budynku wyglądającego na siedzibę
banku, albo cokolwiek co zajmuje się głównie papierami i pieniędzmi. Jak się
szybko okazało, był to budynek mieszkalny i to właśnie tam osiedlił się ów pan,
którego imienia nie dane było mi znać. Przynajmniej jeszcze nie. Nie spieszyło
mi się, może dlatego, że nie miałam na nic siły. Marzyłam o łóżku i spokojnym
śnie.
- Tu będziesz
spała. – wprowadził mnie do dużej sypialni z równie dużym łóżkiem stojącym
niemal na jej środku. Całe mieszkanie wzbudzało ogromny zachwyt. Jak na faceta,
to koleś ma gust. To musiałam mu przyznać. – łazienka jest tam. – wskazał brodą
drzwi w drugim końcu ciasnego korytarza – spotkamy się, kiedy się wyśpisz. –
uśmiechnął się uroczo po czym zniknął w otchłani ciemnego mieszkania.
Kiedy się
obudziłam, popołudniowe słońce odbijało się o okna budynku stojącego naprzeciw
tego, w którym się znajdowałam. Gdzie jestem? Skąd się tu wzięłam? Nie mogłam
przypomnieć sobie, czy ostatnie wydarzenia były snem jednakże rozejrzawszy się
wokół, stwierdziłam, że naprawdę to się wydarzyło gdyż pokój nie przypominał
sali tortur w domu Pete’a.
No cóż, w
ciągu dnia nie spałam najlepiej.
Zsunęłam się z
wysokiego łóżka i bosymi stopami przeszłam po połyskujących panelach
odgarniając włosy z twarzy. Dzięki zapamiętanym z wczorajszego dnia wskazówkom,
udało mi się dotrzeć do łazienki bez żadnych problemów, mimo że czułam się
jakby w mojej pamięci była jakaś dziura lub po prostu nie dowierzałam, że to
się dzieje naprawdę.
- Dzień dobry.
– podskoczyłam słysząc niski głos witający mnie tuż przy progu przydzielonej mi
sypialni. Kiedy odwróciłam głowę w stronę źródła głosu, ponownie przywitał mnie
serdeczny uśmiech mężczyzny przygotowującego śniadanie. Postawił talerz pełen
tostów na stole zastawionym również innymi pysznościami i ponownie spojrzał w
moją stronę. – Zjesz ze mną?
Kiwnęłam
jedynie głową nie znajdując śmiałości na ulepszenie kontaktu z wybawcą i
podeszłam do stołu zajmując najbliższe mi miejsce.
Rozejrzałam
się po stole. Czego tam nie było. Facet chyba chce zaobserwować w czym gustuje
najbardziej, żeby nie przygotować tego, czego bym nigdy nie tknęła. Poza tym
zbliżała się pora obiadowa, a ja jadłam śniadanie. Gotowanie chyba nie szło mu
najlepiej, a śniadanie jest proste. Cwaniak.
- Częstuj się.
– usłyszałam zachęcający głos, który ponaglił mnie do szybszego zabrania mleka.
– Jak się spało? – znowu rozległ się jego głos. – nie spałaś zbyt długo.
- Tak już mam.
W ciągu dnia nigdy nie śpię najlepiej.
- Więc
jutrzejszego ranka będziesz jak zabita, podejrzewam.
- Możliwe.
- Zabrałaś ze
sobą jakieś rzeczy?
- Tak, tyle
ile upchnęłam w torbę, z którą przyszłam.
- Dobrze. Myślałem,
że pośpisz dłużej, ale skoro tak, to będziemy zmuszeni zmienić plany.
- Co ma.. pan
na myśli? – zawahałam się nie mając pewności jak zwracać się do mężczyzny.
- Luke. –
uśmiechnął się łobuzersko – na imię mam Luke. Żaden per pan. Cóż mógłbym mieć
na myśli, młoda damo? Wracasz do domu.
- Myślałam, że…
w tym liście, napisał.. napisałeś, że mam ci pomóc.
- Wiem. Tylko
to nie jest takie proste, a ty okazałaś się być młodsza niż się spodziewałem. Nie
ma sensu, żebyś miała jakieś kłopoty, chociaż już je niewątpliwie masz. Będziesz
musiała przekazać rodzinie, żeby zmienili miejsce zamieszkania.
- Chcesz się
po prostu na nim zemścić za to, że cię tam przetrzymywał? – zapytałam ciekawa
jego relacji z pobytu w tym domu.
- Nie. Tu nie
chodzi o mnie. Gdyby tak było to byłbym po prostu szczęśliwy, że udało mi się
stamtąd wydostać bez większego problemu. Po jakimś czasie, ale zawsze coś.
- Więc o co
chodzi? – dopytywałam.
- Wiesz.. ja
nie byłem tam sam. – najwyraźniej uznał, ze może podzielić się ze mną swoimi
przygodami – Nie pochodzę stąd i kiedy ja wraz z moją młodszą siostrą
przyjechaliśmy do tego kraju byliśmy kompletnie zieloni. Przypadkiem trafiliśmy
na tych ludzi, nie wydawali się tacy, dopiero kiedy już było za późno na
podziękowanie za pomoc, okazało się, że ten dom jest wręcz przeklęty. No bo..
jak można trzymać zwłoki w piwnicy? I pomyśleć, że ci ludzie umierali głównie
za długi.
Przytaknęłam doskonale
rozumiejąc szok towarzyszący przy poznawaniu prawdy.
- Byliśmy tam
kilka miesięcy. Mnie nie tknęli. Za to moja siostra obrywała za nas dwóch. Nie wiem
dlaczego tak. Może zadzierają tylko ze słabszymi, znaczy… z takimi, którzy dają
im pewność wygranej. W każdym razie, zawsze musiałem patrzeć na jej ból bo…
albo mnie trzymali, albo do czegoś przywiązywali. Swoją drogą, wolałem by
trzymali bo wtedy przynajmniej puścili, z przywiązywaniem było różnie, czasem
siedziałem tam ponad dobę. Pewnego dnia.. – zatrzymał się, jakby nie mógł
wydusić tego z siebie. Zauważyłam u niego zaszklone oczy. – wszedłem do jej
pokoju… a ona leżała na łóżku, nieruchoma, blada, jej oczy były takie puste,
wpatrzone w coś, co było bardzo daleko. Całe jej ciało było posiniaczone,
zakrwawione. Zabili ją i zostawili w tym pokoju. Musiała tam już trochę leżeć. Wtedy
nawet nie wiedziałem, jak postąpić. To właśnie tej nocy odkryłem, że dom nocą
stoi pusty.
- Zabrałeś ją
stamtąd? – skrzywiłam się na samą myśl uczucia, jakie musiało mu towarzyszyć
przy tym widoku. Nie dość, że siostra, to jeszcze młodsza.
- Oczywiście,
że tak. Kiedy tylko wszelkie głosy w domu ucichły, zabrałem ją stamtąd w jednym
z tych worków, które czekały na użycie. Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić,
jak się czułem.
- Domyślam
się. Nie musisz tłumaczyć. Gdyby nie ty, mój brat mógłby czuć to, co ty teraz.
- Masz brata? –
uśmiechnął się przez łzy – Starszego?
Przytaknęłam.
- Czy oni się
uwzięli na rozbijanie rodzeństwa?
- Nie wiem…
chciałabym ci jakoś pomóc. Słuchaj, jeżeli będę mogła jakoś…
- Poradzę
sobie. Ale mam twój numer telefonu, gdyby jednak..
- Skąd? –
przerwałam mu
- Kiedy
jeszcze spałaś, wziąłem twój telefon by zadzwonić do kogoś z bliskich. W zasadzie
to, zadzwoniłem pod ostatni numer, jaki miałaś w połączeniach. Ale powiedzieli,
że przyjadą, więc lepiej się pakuj.
- Przecież się
nie rozpakowałam.
- Fakt. W każdym
razie, zapisałem swój numer no i dokonałem wymiany numerów.
- Możesz na
mnie liczyć. – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
Wstałam od
stołu i wróciłam do łazienki, tym razem z kilkoma świeżymi rzeczami, które nie
były ani trochę zabłocone. Woda cieknąca z prysznica zagłuszała mi wszystkie,
inne dźwięki, więc kiedy stamtąd wyszłam, nie spodziewałam się kilku znanych mi
twarzy.
Szłam korytarzem
ku przydzielonej mi sypialni, kiedy dopadł mnie, niezauważony wcześniej przeze
mnie, Daniel.
- Mała! –
krzyknął i objął mnie chyba najmocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Urósł, czy
mi się wydawało? – Tak się martwiłem… - dotarł do mnie jego zduszony głos.
Odwzajemniłam uścisk
równie mocno, jak w przypadku taty, który wycałował mnie na całej twarzy i nie
przestawał uśmiechać się ze łzami w oczach.
Po jakimś
czasie zza jego pleców wyłonił się Justin, który był dla mnie ogromnym
zaskoczeniem. Odniosłam wrażenie, że kiedy do mnie podnosił zapadła grobowa
cisza, a czas biegł w zwolnionym tempie.
Przywarł do
mnie niemal mocniej niż mój własny brat. Wpierw byłam w szoku i nie wiedziałam
jak mam zareagować, ale nie miałam czasu się zastanawiać, odwzajemniłam uścisk
chowając twarz w jego ramieniu.
- Już dobrze…
- szepnął mi do ucha i dopiero wtedy zauważyłam, że cała drżę i łzy płyną
strumieniem po moich policzkach. Nie puszczał mnie i nic nie wskazywało na to,
że miałby taki zamiar. Dziwna była jedynie moja reakcja: nie miałam nic
przeciwko, nie chciałam by przestawał.
Justin pomógł
mi przejść na kanapę i usiadł obok mnie nie wypuszczając mojej dłoni z silnego
uścisku. Wtedy dobiegł do mnie głos brata.
- Justin nam
pomagał. Szukał cię. Ba, wylądował przez to w szpitalu. – Daniel jakby
wyczytując pytania z mojej głowy, tłumaczył to, że Justin przyjechał z nimi.
Popatrzyłam na
chłopaka nadal lekko zamglonym wzrokiem.
- Dziękuję. –
powiedziałam bezgłośnie. Dowiedział się co powiedziałam tylko dlatego, iż
bacznie mnie obserwował.
Uśmiechnął się
do mnie ciepło po czym ucałował wierzch mojej dłoni.
_________________________________________________________
Teraz to przegięłam. Nie było mnie tutaj ponad miesiąc! Gardzę moim brakiem weny, po prostu gardzę!
Wycisnę z siebie, co będę mogła, ale koniec wyczuwam. Jak się podoba ? (:
xoxo, ~ms.M