Dziewczyna nie wyszła z pokoju od
poprzedniego dnia. Zbliżało się południe, a z jej pokoju nie wydobywał się najmniejszy
dźwięk. Pete został w przekonaniu, że po prostu zasnęła, a to było dla niego
najdogodniejszym rozwiązaniem.
Bezszelestnie zszedł na dół i
otworzył drzwi frontowe, za którymi stał już potężny mężczyzna wyraźnie
zniecierpliwiony tym, że musiał tam czekać i nie wolno mu było nawet zapukać.
- Długo miałeś zamiar zwlekać?
Przypominam, że nad ranem wcale nie jest najcieplej. – warknął przepychając
młodego mężczyznę i wchodząc do środka.
- Ty narzekasz na temperaturę? Daj
spokój, nie zachowuj się jak rozkapryszone dziewczę.
- Dobra, dobra. Po co mnie tu
ściągnąłeś?
- Coś ty taki w gorącej wodzie
kąpany? Siadaj. – podszedł do niezbyt często używanego blatu w kuchni i oparł
się o niego krzyżując nogi. – Mam, być może, dobre wieści.
- To masz, czy być może?
- No, postaram się, aby je mieć.
Pamiętasz, że nie było mnie tu przez jakiś czas?
- Trudno, żebym nie pamiętam.
Pożyczyłeś ode mnie stówę i nadal mi jej nie oddałeś. Myślałem już, że będę
musiał kogoś posłać w ślad za tobą. Tylko co to ma do rzeczy? Miałeś załatwić
kogoś, kto nam ułatwi… masz? – błysk nadziei pojawił się w oczach mięśniaka.
- To właśnie próbuję ci
powiedzieć, ale ty jak zawsze zbyt szybko się unosisz. – przewrócił oczami tym
samym nie wydając się już tak bardzo atrakcyjnym.
- Kto i gdzie?! – podniósł głos.
- Cicho! – uciszył go
podenerwowanym głosem – myślisz, że gdzie jest? Jasne, że na górze debilu! Jak
ją obudzisz i, nie daj Boże, usłyszy coś to w życiu mi się nie uda jej do
tego.. do czegokolwiek nakłonić!
- Coś ty taki pobożny?
Wystarczyło po prostu jedno słowo, albo uprzedzenie, że jest na górze. Co
zamierzasz zrobić i co ja mam robić?
- Ty? Jak na razie to nic. Jednak
nie sądzę, żebym dał sobie ze wszystkim radę sam. Nadal jest możliwość, że nie
będzie chciała mi ulec – przeczesał włosy palcami – wtedy pomożesz mi ty. –
spojrzał na kolegę – ale jak na razie, nic nie podejrzewa i jest spokojna. Nic
nie kombinuje, ani nie wypytuje zbyt dociekliwie.
- Ściągnąłeś mnie tu o 6 rano
tylko po to, żeby mi to powiedzieć?! Stary! Nie wiesz co to telefon?! – warknął
rzucając Pete’owi rozzłoszczone spojrzenie.
- Daj spokój, James. Byłeś
pobliżu i tego nie ukrywaj. Poza tym myślałem, że sprawa jest dla ciebie na
tyle ważna, że warto byłoby o tym porozmawiać w ten, a nie inny sposób.
- Ważna, ważna. Trzeba coś z nimi
zrobić, a bez kasy nic nie zdziałamy.
- Zawsze możemy ich wy… -
przerwał gdy usłyszał, że ktoś cicho, lecz nie bezgłośnie schodzi po schodach.
– wypad. – powiedział cicho, a jednocześnie stanowczo wskazując brodą drzwi prowadzące
na szeroki taras.
***
Tak naprawdę to wcale nie miałam
zamiaru wychodzić z tego pokoju, ale Pete nie przychodził, a ja miałam
nienaturalną potrzebę napicia się czegoś. Poza tym z moją nadmierną
ruchliwością chyba bym długo nie wytrzymała w tym pokoju.
Kierowałam się marmurowymi,
krętymi schodami w dół trzymając się złotej poręczy i nasłuchiwałam. Wciąż
niedowierzałam, że Pete jest tu sam. Ten budynek był zbyt wielki. Zdecydowanie
bardziej nadawałby się na hotel niż na dom dla jednej osoby.
Poszłam za szumami, które
dobiegały z kuchni, szumy, a raczej cicha rozmowa ustały kiedy tylko stanęłam w
progu.
- Pete? – zapytałam niepewnie
szukając go wzrokiem.
- Tu jestem. – stał zaraz przy
ścianie, także miałam prawo go nie zauważyć.
- Rozmawiasz sam ze sobą? –
wprost nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zadać tego pytania.
- Co? – uniósł jedną brew w
geście zdziwienia.
- Słyszałam jak z kimś
rozmawiałeś.
- A, no tak. Czasem gadam sam do
siebie. Wiesz, jak się mieszka samemu przez jakiś czas to idzie ze świrować. –
nerwowo przeczesał włosy dłonią.
- Hm. Mogłabym się czegoś napić?
– oparłam się o ścianę patrząc na chłopaka.
- Tak, jasne. – po czym wskazał
brodą miejsce, gdzie znajdowały się szklanki. Sok znalazłam w lodówce, a ze
znalezieniem ogromnej chłodziarki nie miałam problemu. Rzucała się w oczy na
samym wejściu do kuchni.
Stałam odwrócona do Pete’a jednak
czułam jego wzrok na sobie. Spojrzałam na niego przez ramię i szybko przyznałam
sobie rację. Gapił się na mnie.
- Coś nie tak? – zapytałam nie
odrywając wzroku od soku lejącego się do szklanki.
- Wyrosłaś. – zaśmiał się uroczo.
– a raczej wydoroślałaś.
- Yyy… przecież nie widzieliśmy
się raptem.. miesiąc?
- Widać tyle czasu ci wystarczyło
by móc oczarować mnie jeszcze bardziej. – uśmiechał się. Odwróciłam się
opierając o blat i szybko poczułam gorąco napływające mi do twarzy. Czyżby on
nadal coś.. ?
Obserwowałam Pete’a lekko
zażenowana gdyż byłam pewna, że można mnie spokojnie porównać do buraka.
Chłopak odbił się od blatu rozplatając skrzyżowane nogi i zbliżył się do mnie.
Stanął tuż przede mną i oparł dłonie na moich biodrach. Uniosłam głowę by
spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnęłam się lekko w jego kierunku kiedy ten
przyciągnął mnie mocniej do siebie.
- Mała.. – pogłaskał palcem mój
policzek – ufasz mi jeszcze? – zapytał tak słodkim głosem, że miałam ochotę
wykrzyczeć „Tak, Pete! Ufam, kocham i czekałam!”, a potem rzucić mu się na
szyję.
- Nie wiem.. – jednak się
zawahałam – Chyba.. – uniósł moją twarz ku swojej pochylając się lekko i zatrzymując
jakby nie był pewien tego robi. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej z
zamiarem odepchnięcia go. No bo co on sobie w ogóle myślał?! Ale nie zrobiłam
tego. Moje dłonie spokojnie spoczywały na jego torsie, co musiało dać mu znak,
że może posunąć się dalej, mimo że wcale nie byłam tego pewna.
Jedną ręką potrafił objąć na tyle
mocno bym się nie ruszyła, a jedynie grzecznie pochylała ku niemu. Dobra, może
wcale aż tak bardzo nie chciałam mu się wyrywać. Cały czas przytrzymywał moją
twarz jakby obawiał się, że go odtrącę podczas gdy druga dłoń niby delikatnie
zadzierała do góry koszulkę i wsuwała się pod nią.
Nie opierałam się.
Nie mogłam.
Nie chciałam.
Nie potrafiłam.
Przywarłam mocno do ciała Pete’a
tonąc w jego objęciach, a jednocześnie je odwzajemniając. Może to nie był
najlepszy pomysł. Może jeszcze nie w tym momencie. Niestety, nie mogłam tak
szybko zapomnieć o tym co nas, jeszcze przecież niedawno łączyło. Na dodatek
wynikało z tego, że nadal łączy. Będąc mną trudno jest w ogóle zapomnieć o nim.
No bo.. przecież byliśmy ze sobą już na tyle długo by uznać to za coś
poważniejszego. W każdym razie, w tym sensie, że nie zalecał się do innych i
potrafił się przed tym pohamować. Chyba między innymi o to chodziło w związku,
prawda? Więc jak mogłam o nim kompletnie zapomnieć i odsunąć się od niego kiedy
tak trudno o to? To całkowicie niemożliwe! Poza tym, to tylko pocałunek. Co
złego może się stać? Jeżeli zmienię zdanie to nawet nikt się o tym nie dowie.
JUSTIN
Nawet jeśli ta mała suka
przydałaby mi się do czegoś to nie była warta mojego cennego czasu, który jakby
nie było marnuje tylko w tym zasyfionym miejscu. Mógłbym być teraz po drugiej
stronie kontynentu i rozkoszować się luksusami, jakie zgotował dla mnie los. To, że szedłem w tym
momencie w kapturze i z rękoma w kieszeniach jak porąbany i chory umysłowo
człowiek, wcale mi nie pomagało jednak nie ukrywam, że lepiej mogłem się
zastanowić nad czymś kiedy miałem wrażenie, że jestem zamknięty na świat, a
świat jest zamknięty na mnie.
Ale po co słuchać starszych?
Przecież ja wiem zawsze najlepiej! Co mi odwaliło, żeby przyjeżdżać tutaj
zamiast zostawić zadanie ludziom, którzy powinni się tym zajmować? Z resztą,
nieważne. Teraz już za późno, żeby się wycofać, czy nawet oddać robotę w
odpowiednie ręce. Dopnę swego.
Jedynym i najtrudniejszym
zadaniem było odnalezienie miejsca pobytu Destiny. No i oczywiście do niej
dotrzeć. Szczególnie po tym, jak mnie znienawidziła. Dobra, od samego początku
nie żywiła do mnie jakichkolwiek milszych uczuć. Ale to musiało zmienić.
Nieważne jak, po prostu musiało.
Zdecydowanie potrzebowałem
pomocy. Przecież skoro dziewczyna mnie szczerze nienawidzi, w zasadzie to nie
tak bez powodu, to nie będzie chciała ze mną nawet rozmawiać. Jeśli uda mi się
już ją znaleźć. Potrzebny mi był ktoś, kto mógłby mi w tym pomóc. Właśnie
zaprzepaściłem relacje z kimś takim. Cholera! Może Carmen też nie jest jej
najmilszą osobą, ale jednak.. siostrą. Chybaby jej nie odrzuciła z taką
łatwością, z jaką przychodzi jej odrzucanie mnie?
Po dłuższej chwili zastanawiania
się nad kolejną, pomocną osobą dotarłem do Melanie. Ona mnie nie nienawidzi.
Bynajmniej tak mi się wydaje. W każdym razie nie sądziłem, żeby mogła napluć mi
w twarz i odejść, albo coś temu podobnego. Tylko gdzie ją mogłem znaleźć? Zawsze
kręciła się przy Destiny, a w ostatnim czasie nie widziałem, ani jednej, ani
drugiej. Jak na złość!
Wyszedłem z budynku szkoły
pozostawiając za sobą trzask szklanych drzwi frontowych i od razu skręciłem.
Idąc po trawniku rozglądałem się, czy nie idzie żadna z poszukiwanych przeze
mnie osób, a tym bardziej jakiś czatujący nauczyciel, który tylko czeka żeby
złapać uciekiniera. Nic. Cisza. W sumie nic dziwnego, przecież właśnie zaczęła
się kolejna lekcja.
Rozum kazał mi iść w miejsce,
które pokazała mi Melanie. Stare, zardzewiałe schody ewakuacyjne z tyłu szkoły.
Siedziały tam prawie na każdej przerwie, nawet kiedy było zimno, ale wtedy to
rzadziej. Melanie jest straszna gadułą, więc nie chcąc jej urazić musiałem
słuchać opowieści o tym, jak to spędzały tu nieprzyjemne klasówki, przed
którymi nie zdołały chociażby otworzyć ksiązki.
I tym razem schody nie były
puste. Ktoś siedział na samej górze, ale sam. Jedna, jedyna osoba, która tylko
mnie zmyliła. Wiedząc, że nierozłączne dziewczyny zawsze tam spędzały czas,
miałem uczucie, że znowu źle trafiłem. Mimo wszystko wszedłem po cichu na samą
górę.
Słaba intuicja. To faktycznie
była jedna osoba, nie zainteresowane otaczającym światem, ale to nie była żadna
nieznajoma, czy mało obchodząca mnie osoba. To była Melanie. Na jej widok
poczułem ukłucie w sercu. Wyglądała na zranioną. Na szczęście nie płakała, ale
dziwne przeczucia pokierowały moje podejrzenia ku temu, iż spędziła w tym
miejscu całe przedpołudnie.
- Co tu robisz? – burknęła na
mnie lodowatym tonem.
- Nic. Po prostu przyszedłem. –
odparłem obojętnie. Trochę nawet skłamałem bo przecież chciałem ją znaleźć. – A
ty?
- Przecież prawie zawsze tu
siedzę, dobrze o tym wiesz. Nie udawaj idioty. – w tym momencie szybkim ruchem
zebrała torbę i wstała mijając mnie.
- Hej. – chwyciłem jej
nadgarstek. – Zrobiłem ci coś? – zapytałem bez namysłu.
- Nie. – odparła lekko
zażenowana. – Masz rację. Przepraszam. Trochę mnie poniosło.
- Coś się stało?
- A co cię to obchodzi?
- No wyobraź sobie, że jednak
trochę mnie obchodzi. Pokłóciłaś się z Destiny?
- Nie! Pokłóciłyśmy się tylko raz
w życiu i cholernie tego będę żałowała do końca życia!
- Więc o co chodzi? Czemu jej tu
z tobą nie ma?
- W jakim ty świecie żyjesz? Cała
szkoła wie już o tym, że Destiny nie ma w mieście i niewiadomo kiedy wróci.
Może nawet wcale nie wróci.
- Co?! Kiedy wyjechała? No i po
co?
- Nie wiem! – dziewczyna
energicznie pokręciła głową.
- Nie powiedziała ci nic?
- Tak. Nie. – wypowiadała szybko.
- Melanie, do cholery, o co ci
chodzi?
- Jest z Pete’m. – wypaliła po
chwili zatykając sobie usta dłonią. – Nie słyszałeś tego! – wyglądała jakby
ostro karciła siebie w myślach.
- Mel, przecież mnie znasz.
Wygadałem kiedyś cokolwiek co mi powiedziałaś?
- Nie. – odparła smutno.
- Więc czemu mi nie chcesz
powiedzieć czegoś więcej? I dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś nie mogła mi o
tym powiedzieć?
- Destiny prosiła, żebym nikomu
nie mówiła póki sama nie dowie się o co w tym wszystkim chodzi. Pewnie nawet
nikt nie próbowałby zrozumieć co się stało.
- A co się stało? – dopytywałem.
- Sama nie wiem. Tak naprawdę
żadna z nas nic nie rozumie, a tata Destiny to już chyba porusza siły armii
krajowej, żeby ją znaleźli. – westchnęła znowu siadając. – on się martwi o nią.
Mówił coś o tym, że jeżeli ten drugi facet jej matki coś kombinuje, to jest w
stanie nawet zabić gnoja. Nie potrafię mu wytłumaczyć, ze to nie może mieć z
nim nic wspólnego.
- Rozmawiałaś z nim?
- Ktoś musiał mu powiedzieć o
tym, że Pete wpadł do mieszkania, zabrał rzeczy Destiny, a potem ją samą i po
prostu wyjechał.
- Byłaś tam?
- Przestaniesz zadawać te
wszystkie pytania? Powiedziałam ci już wszystko co wiem. Tak, byłam tam. Byłam
w mieszkaniu Destiny, kiedy on przyjechał. Nie chciałam jej pozwolić, żeby
wchodziła do sypialni kiedy ten pakował jej rzeczy, ale się uparła, poza tym to
by chyba nic nie dało bo i tak wytargał ją siłą.
- Myślę, że jej tata ją tu
ściągnie, skoro mówisz, że z taką determinacją się stara.
- Tak, ale jeśli się gdzieś
zaszyli? Może to nic wielkiego, ale jednak to trochę dziwne kiedy dzieje się
coś takiego no i.. martwię się o nią. A jak on jej coś zrobi? Nie mogę przestać
o niej myśleć! Nie odbiera telefonu. Chyba, że sama zadzwoni. Zero kontaktu.
Znaku życia. Nic. To nie jest fajne i zdecydowanie nie w stylu mojej
przyjaciółki. No i jestem pewna, że nie robi tego celowo, a skoro tam nie ma
zasięgu to musi to być jakieś zadupie.
Zastanawiałem się co mam jej odpowiedzieć. Nie chciałem podsuwać myśli,
że może w pewnym stopniu Destiny chciała z nim jechać. Sam nie chciałem w to
wierzyć. Przecież ona mi była tu potrzebna! Musiała wrócić, nie było innej
drogi do wyjścia. Poza tym ona też kochała Melanie i nie mogła zostawić jej w
takim stanie, ta dziewczyna naprawdę się martwiła. _______________________________________
Wierzcie albo nie, ale ten rozdział powstawał tylko od wczoraj! Kiedy pisze bezpośrednio na komputerze rozdziały powstają szybciej, a że postanowiłam własnie pracować nad opowiadaniem w ten sposób, możecie się spodziewać trochę częściej rozdziałów :) Aczkolwiek niczego nie obiecuję!
MA BYĆ TAJEMNICZO! :D
życzcie mi powodzenia na egzaminach, które rozpoczynają się już jutro!
xoxo, ~ms.M