- Będzie lepiej, jeżeli zostaniesz dzisiaj w domu. Chociażby dla pewności. Po za tym nie wyobrażam sobie ciebie takiej obolałej tłukącej się schodami – moja mama tego ranka zadziałała prawie jak budzik, z tym, że przyszła jak już zaczął dzwonić.
Ona i jej tempo powiadamiania mnie o spawach dotyczących mnie.
Bez słowa uderzyłam otwartą dłonią o natrętny budzik wyłączając go i ponownie schowałam się w pościeli starając się zasnąć.
***
- Scooter, ona mogła zginąć. – roztrzęsiony rzucił się na kanapę i zaczął bezsensownie gapić się w sufit.
- Ale nic jej nie jest. – odparł powtarzając to po raz kolejny – słuchaj, rozumiem, że nie było to codzienne zdarzenie, ale masz szczęście, że nic poważnego się nie stało.
- Już nigdy nie usiądę za kierownicą. – burknął
- Chłopie, nie przesadzaj, dobra?
- Nie przesadzam! – dramatyzował wrzeszcząc jakby chciał wyrzucić z siebie wszelkie emocje.
Zniknął za drzwiami swojej sypialni.
Znowu leżał bezruchu na łóżku szukając ucieczki od własnych myśli.
Co byłoby gdyby jednak tej dziewczynie coś się stało? – ta myśl zasiedliła się w jego głowie i nie mógł się jej w żaden sposób pozbyć.
Kiedy jej nie widział, myślał tylko o jej oczach, w które pierwszy raz spojrzał w centrum handlowym. Widział w nich błyszczące iskierki, które były odbiciem zwykłych lamp, a jednak tak bardzo przykuły jego wzrok.
Dlaczego to akurat ona musiała tam być?
- Pójdę tam.. – powiedział sam do siebie po czym zerwał się z miejsca i wybiegł z domu bez słowa.
Zatrzymał się przed samochodem. Odruchowo sięgnął do kieszeni i wyciągnął kluczyki. Spojrzał na nie. Zadrżał i schował je z powrotem do kieszeni.
Ruszył przed siebie naciągając kaptur na głowę.
Stanął przez bramą starając się w jakikolwiek sposób upewnić czy to ten sam dom, tylko raz tu był. Tylko raz.. kiedy nie powinien tu być.
Spojrzał na budynek, potem na nazwisko widniejące na domofonie.
Niepewnie wcisnął przycisk wsłuchując się w dość irytujący sygnał po czym oczekiwał na jakąkolwiek reakcję domowników.
- Tak? – rozległ się głos Trinny, matki nastolatki. Słuchawkę podniosła lekko zaskoczona gdyż nie spodziewała się nikogo.
- Dzień dobry – przywitał się drżącym głosem – mógłbym porozmawiać z pańską córką? – wykrztusił z siebie.
- Proszę poczekać. – odpowiedziała spokojnie i na chwilę jej głos zamilkł.
Wyszłam przed dom od razu po tym jak mama powiadomiła mnie, że ktoś do mnie przyszedł.
Myślałam, ze Pete odwiedził mnie wcześniej, mało tego, byłam tego prawie pewna.
- A ty, co tu robisz? – otulając się bluzą podeszłam do furtki nie ukrywając zaskoczenia.
- Możemy porozmawiać? Słuchaj.. ja nie mogę przestać myśleć o wczorajszym zdarzeniu..
- Skąd ty w ogóle wiesz gdzie ja mieszkam? Z tego co wiem, nie podawałam ci takiej informacji. Śledzisz mnie?
- Nie śledzę nikogo.. po prostu wczoraj.. po tym wszystkim pojechałem za waszym samochodem. Wiem, że byłaś z rodzicami, ale ..
- Jesteś kretynem! Jak mogłeś?! Po co to w ogóle zrobiłeś?! To twoje głupie tłumaczenie nie ma najmniejszego sensu, wiesz?
- Tak wiem, jestem kretynem, jestem beznadziejny.. ale zrozum mnie.. to wszystko było moją winą, a ty mnie wyraźnie unikasz. Nie dajesz nawet przeprosić.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? – warknęłam – zdarzył się mały wypadek, chciałeś mi to wynagrodzić, w porządku. Ale czemu ty się cały czas pojawiasz i zawsze coś musi się stać?
- Czuję się naprawdę winny.. nie mogę znaleźć sobie miejsca.. – mówił ze smutkiem w głosie.
- Jak widzisz nic mi nie jest – parsknęłam.
- Ale.. – brakło mu słów – nienawidzisz mnie? Za co? Ledwie mnie znasz.
- Nie nienawidzę cię. Za to mój chłopak, owszem.
- A ten co ma do mnie?
- Nie wiem, może jest zazdrosny? Nie chcę go dodatkowo irytować.
- Trzyma cię na smyczy? Wybiera ci znajomych?
- Widzę, że jesteś cholernie uparty. – pchnęłam furtkę – wchodź. – powiedziałam przepuszczając go w przejściu.
Chłopak przekroczył niepewnie bramę i zatrzymał się patrząc na mnie.
- Do domu – dodałam – nie będziemy tu sterczeć, ale jak Pete wpadnie do domu i cię zobaczy..
- Poradzę sobie. – przerwał mi z pewnością w głosie.
- Usiądź. – nakazałam zdejmując bluzę – dowiem się czego tak naprawdę ode mnie chcesz?
- Niczego.
- Więc czemu tu jesteś?
- Nie wiem. Musiałem. Dziewczyno, wpadłaś z hukiem na mój samochód. Cały czas mam to zdarzenie przed oczami.
- Co ty nie powiesz… to nie ty leżałeś na masce.
- Proszę.. już przestań. – schował twarz w dłoniach – nie wiem co mnie tak rozkojarzyło.
- Daj sobie spokój. Nic poważnego się nie stało. Naprawdę. Lepiej jak oboje postaramy się o tym nie myśleć. – opanowałam ton głosu.
- Nawet jak próbuje i chcę to mi to nie wychodzi najlepiej.
- Nic mi nie jest, naprawdę. Oboje mamy szczęście, że wtedy dopiero ruszyłeś z miejsca – w tej chwili coś do mnie dotarło – chwila.. a co ty w ogóle robiłeś przed szkołą artystyczną?
- Składałem dokumenty. – popatrzył w okno – w przyszłym tygodniu rozpoczynam zajęcia.
- Eee, aha? – spojrzałam na niego pytająco.
- Moja mama uparła się, że tak będzie dla mnie lepiej – tłumaczył – że nie powinienem żyć tylko karierą i dostosowywać do niej wszystkiego. Twierdzi, ze dzieciaki się do mnie przyzwyczaja, a mi to wyjdzie na dobre. Po za tym denerwuje ją to, ze zachowuję się coraz bardziej samolubnie i wszystko chciałbym załatwiać sam. Wybrałem tę szkołę bo tyczy się moich zainteresowań, a po za tym znam już tam kogoś, a to chyba daje większy komfort.
- Kogo?
- Ciebie. – podniósł wzrok, dziwnym trafem zrobiłam to samo i nasze spojrzenia się spotkały.
- Ta, jasne. Możesz na mnie liczyć jeżeli będziesz czegoś potrzebował. – odpowiedziałam uciekając wzrokiem.
- Twój chłopak ci pozwoli?
- Nie chodzimy do tej samej szkoły. Po za tym nie wybiera mi znajomych, nie mówi z kim mam się zadawać, a z kim nie. Nie dyktuje mi co robić.
- Mhm.. kiedy mówiłaś o nim wcześniej, zdawało się być inaczej.
- Nie wiesz nic o mnie, ani o nim.
- Racja.
Po chwili ciszy Justin wstał i wyszedł bez słowa. Zamknął za sobą drzwi, a ja tylko odprowadzałam go wzrokiem.
Z korytarza dobiegł głośny huk i krzyk. Wychyliłam się z pokoju by zobaczyć co się dzieje.
- Matko jedyna, Justin! – pisknęłam podbiegając do leżącego na wykładzinie chłopaka. Ułożyłam wyżej jego głowę i obejrzałam się na Pete’a, który najwyraźniej przyszedł do mnie prosto ze szkoły – odbiło ci? – warknęłam – on jest nieprzytomny.
- Mi odbiło? To on chciał cię zabić. Nie mogę na coś takiego pozwolić.
- Nie chciał zrobić nic złego. – powiedziałam cicho okładając dłonią twarz chłopaka.
- Bronisz go?
- Pete.. zdarza się. Nic poważnego się nie stało. Będziesz go karał za to przez całe życie?
- To mięczak. Gdyby był prawdziwym facetem, po prostu by mi oddał i nie dał sobie w kasze dmuchać.
- Nie wiedziałam, ze żeby być facetem trzeba rozwiązywać problemy w taki sposób.
- Nie zrozumiesz, mała.
- Nieważne. Przeniesiesz go do mojej sypialni?
Pete nie odezwał się już do wieczora. Siedział tylko i czasem pomógł mi tamować krew cieknącą z nosa Justina.
Chłopak ocknął się niedługo po przeniesieniu go do mojego łóżka. Kiedy zobaczył Pete’a gapiącego się na niego, zadrżał i szybko odwrócił wzrok.
- Jak się czujesz? – popatrzyłam na niego siadając na brzegu łóżka.
Mruknął cicho i ponownie przymknął oczy.
Pete oburzył się dość mocno, nie mam pojęcia na co. Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Gdyby nie to, że półprzytomny nastolatek leżał na moim łóżku, pobiegłabym za nim, ale wtedy moja mama skarciłaby mnie za moje zachowanie. Tego by mi jeszcze brakowało..
Odwróciłam wzrok od drzwi i przeniosłam go na Justina.
Podałam mu szklankę wody kiedy zauważyłam, że na mnie patrzy.
- Dziękuję – powiedział ochryple podnosząc się powolnie. Popatrzył na mnie ponownie siadając na brzegu łóżka.
- Odwiozę cię do domu – powiedziałam obserwując jego zachowanie.
- Mogłabyś?
- To nie było pytanie, ani propozycja.
Ton mojego głosu był tak obojętny, że aż mnie to przeraziło. Destiny prawie nigdy nie jest obojętna, szczególnie nie w takich sytuacjach. A może tylko udawałam?