Do mojego pokoju wtargnął potężny mężczyzna.
Byłam całkowicie zaskoczona jego widokiem gdyż nie dostałam wcześniej żadnego
ostrzeżenia o tym, że mogę lub będę mieć gościa. Byłam w zasadzie traktowana,
jakby mnie nie było, co tylko zwiększało moje zastanowienie nad tym, co ja tu
robię.
Dryblas zbliżył się do mnie i na jego twarzy
zagościł łobuzerski uśmieszek. Przykucnął obok łóżka po czym jego ogromna łapa
zagościła na moim policzku, żeby po chwili zsunąć się wzdłuż mojego ciała.
Zesztywniałam. Kompletnie nie wiedziałam co
jest grane i co ja mam zrobić w takiej sytuacji.
Bacznie obserwowałam ruchy mężczyzny, a
kiedy stało się do przesady bezczelne i zaborcze odsunęłam się gwałtownie nic
nie mówiąc, a rzucając mu gniewne spojrzenie. Jednak facet się tym nie przejął.
Zarechotał szyderczo i podszedł do drzwi przekręcając kluczyk w zamku. Wrócił i
usiadł na łóżku. Nie minęła chwila jak dosłownie rzucił się w moim kierunku
przywierając mnie do łóżka. Mocno ściskał moje ramiona gapiąc się prosto na
mnie z góry z debilnych uśmiechem na twarzy. Jakby to, że mnie do czegoś zmusza
sprawiało mu przyjemność.
Wrzeszczałam jak nienormalna, ale nie byłoby
to takie złe, jakby te krzyki mogły i w czymś pomóc. Krzyczałam jakby bez
powodu. Tak, jakby mój głos stał się nagle bezdźwięczny, lub pokój zamienił się
w dźwiękoszczelną norę bez drzwi i okien. Mimo to nie przestawałam. Gdzieś w
głębi mnie tkwiła nadzieja, że ktoś mi zaraz pomoże i zabierze stąd tego
obrzydliwego dryblasa, który posuwał się coraz dalej.
- Możesz krzyczeć, ale to tylko wzbudza
podniecenie.. – jego chrypliwy głos odbił się od moich uszu zostawiając w nich
potworne echo tych słów. Byłam bez szans.
Mój oddech momentalnie się przyspieszył
kiedy zrozumiałam, że naprawdę nikt mnie stąd nie zabierze, nie pomoże. Oczy
zalały się strachem, a całe ciało drżało pod wpływem dotyku paskudnych rak
mężczyzny.
W pewnym momencie nie mogłam się nawet
ruszyć. Jego ciało całkowicie pokryło moje przyciskając mnie mocno do pościeli.
Bez problemu zdarł ze mnie ubrania i bez krzty skrępowania zrobił to samo ze
swoimi spodniami. Kiedy już jego dłonie i usta, które zdawały się coraz
bardziej obrzydliwe, zwiedziły każdy zakątek mojego ciała, przystąpił do
następnego kroku..
Moje krzyki nie ustępowały. Tym razem
przeszły w przeraźliwe jęki wypełnione paniką, która jeszcze nigdy nie była we
mnie zasiana tak głęboko. Miałam wrażenie, że już nigdy nie pozbędę się tego
uczucia, i że zawsze będę widziała tego faceta klęczącego przede mną i
robiącego ze mną wszystkiego, czego tylko zapragnął.
To nie był jednak jeden raz. Zanim mężczyzna
opuścił pokój powtarzał obrzydliwe czynności, a kiedy wrzeszczałam w niebogłosy
powtarzał tylko: „Marnujesz tylko energię, którą mogłabyś wykorzystać na coś
znacznie przyjemniejszego…”.
Kiedy mężczyzna wyszedł z pokoju zbierając
swoje spodnie z podłogi, skuliłam się na środku łóżka owinięta szczelnie w
kołdrę. Rozpłakałam się nawet nie widząc kiedy łzy wypełniły moje oczy.
Żałowałam, że kiedykolwiek zaufałam komuś, kto na to pozwolił. Chciałam
wypłakać wszystko, co się przed chwilą wydarzyło, jakbym mogła kiedykolwiek o
tym zapomnieć. Nawet nie mogłam tego opanować, po prostu to się działo.
Jednak to nie był jeszcze koniec.
Usłyszałam trzask drzwi. Nie odwracałam się,
mimo że miałam ochotę rzucić się na Pete’a , wrzeszczeć i bić go bezskutecznie.
Tak, miałam przekonanie, że to on. Okazało się, że tym razem się pomyliłam.
Nawet nie był podobny. To był kolejny mężczyzna, który potraktował mnie w ten
sam sposób.
Potem pojawił się kolejny i następny..
Nie ruszałam się z łóżka przed
dobre kilka dni. Leżałam skulone, zakryta kołdra i nieustannie płakałam.
Musiałam wyglądać jak potwór z zapuchniętymi oczami, buzią pokrytą w całości
czerwienią i strużkami łez nadal spływającymi po policzkach.
Przez cały czas byłam odwrócona
tyłem do drzwi. Szczerze mówiąc to nawet nie wiem, czy ktoś tam wchodził. Nie
skupiałam na tym uwagi. Najwidoczniej nie obchodziłam tam nikogo na tyle, by
zainteresować się, czy ja w ogóle nadal żyję. Słyszałam tylko jak mój telefon
od czasu do czasu wibruje, a ten cholernie denerwujący dźwięk rozlega się po
pokoju. Nawet gdybym chciała to odebrać to po prostu nie miałam siły, albo może
nie chciałam? Nie chciałam się ruszać. Stworzyło się we mnie coś, co wmawiało
mi, że jeśli się tylko ruszę to stanie się znowu. Znowu ktoś mnie złapie i
przyciśnie do łóżka, albo czegokolwiek i moje krzyki nie będą nic warte.
Zacisnęłam kawałek kołdry w dłoni
najmocniej jak potrafiłam, czując że zbliża się kolejna fala łez. Takie fale
nazywamy tsunami. Nie mogłam pozbyć się ani na chwilę tego strachu, tego bólu,
niczego co było związane z tymi wydarzeniami. Miałam to wszystko przed oczami!
Nie chciało zniknąć, choćbym nie wiem jak bardzo się starała. Starałam się
myśleć o przyjaciółce, o tacie.. nic. A ból narastał i narastał. Czułam jakby
każdy skrawek mojego ciała był pochłonięty bólem. Nie było ani najmniejszego
kawałeczka, gdzie nie byłoby bólu. To zadziałało jak jakaś czarna magia
uniemożliwiająca normalne funkcjonowanie. Tkwiło we mnie przekonanie, że nie
dam rady, że nie wstanę. Osłabione ciało jedynie leżało skulone i odrętwiałe w
jednym miejscu nie dając oznak życia. Pewnie gdyby nie to, że nerwowo
rozglądałam się po pokoju, ktoś uznałby, że jestem martwa. Tak, ktoś. Nie znam
tego faceta, który mnie tu przywiózł, nie znam i nie chcę znać. Jest obcy,
między nami nigdy nic nie było i nigdy nie będzie. Należy do osób, których nie
znam i nie chcę poznać. Nie lubię, choć nie znam.
W pewnej chwili do mojej głowy
dotarła pewna myśl. Stwierdzenie, że nie mogę tak leżeć bo to też nic nie da.
Jedynie pewną śmierć, ale na pewno tego nie chciałam. Było na to za wcześnie.
Nawet jeśli gdzieś tam głęboko mogłabym tego właśnie chcieć to narobiłabym
dużego bałaganu w domu. Gdyby się dowiedzieli… chociaż może gdyby wiedzieli
dlaczego.. ale przecież by nie wiedzieli! Nikt by im nie powiedział. No już na
pewno ten ktoś. On jest przecież idealny, a nikogo więcej tu nie ma. Do tego
mogłam mieć jakieś paskudne odleżyny od tego zalegania w jednym miejscu i
pozycji. Tylko jak miałam się ruszyć? Cała zdrętwiałam. Do tego zauważyłam, że
mój umysł nie współgra z ciałem. Jakby się ode mnie odkleił i robił co tylko
sobie zechce.
***
Justin
Zacząłem regularnie spędzać czas
z Melanie. Wierzcie, albo nie, ale naprawdę trudno było mi ją zostawić samą w
takim stanie. Smutek nie ustępował na jej twarzy miejsca uśmiechowi ani na
króciuteńką chwilkę. Zdziwiło mnie to, że nikt się nią nie interesuje. Zawsze
wydawała się sympatyczną osobą, a skoro wiedziała dosłownie wszystko, co w
trawie piszczało, wnioskowałem, że zna tu prawie wszystkich.
- Dzwoniłaś do niej? – zapytałem
chowając ręce do kieszeni spodni.
- Bo to raz? Dzwonię prawie cały
czas, ale nie odbiera. Może coś się stało? Wiedziałam, że on coś kombinuje! –
pisnęła.
- Na pewno nie. – uspokajałem ją
– Destiny nie wyglądała na kogoś, kto dałby się łatwo mamić.
- Wyglądała?! – w jej głosie
pojawiła się nutka paniki – Powiedziałeś, że na pewno wszystko jest w porządku!
- Dobrze, dobrze. Wiem, wszystko
jest przecież w porządku. Mój błąd. – tłumaczyłem się. Miałem nadzieję, że w
moim głosie jest chociaż połowa tej pewności, która powinna tam być – Nie
sądzisz, że powinniśmy porozmawiać z jej tatą? Może on z nią rozmawiał?
- Fakt! – krzyknęła wchodząc mi w
słowo – Masz rację! Idziemy! – pociągnęła mnie za ramię.
- Teraz? – nie ukrywałem z
dziwienia.
- A kiedy?! Im szybciej tym
lepiej!
W drzwiach ukazał nam się
mężczyzna, który wydawał się dwa razy starszy niż go widziałem ostatni raz.
Miał napuchnięte oczy, na pewno płakał. Był zaspany i zmieszany. Wyglądał jakby
nie wiedział co ma robić lub w co włożyć ręce, żeby wyszło dobrze.
- Panie Foutley! – Melanie
rzuciła się w jego stronę – co się, u diabła, stało?
- Właśnie o to chodzi, że nic. –
nagle zza pleców ojca Destiny wyskoczył Daniel, jej brat, który wyglądał dużo
lepiej. Widocznie to on był tym, który zachowuje zimną krew. – Wejdźcie. –
nakazał odprowadzając tatę do salonu.
Oboje weszliśmy lekko zszokowani
okolicznościami i stanęliśmy jak wryci na środku salonu. Wyglądał jakby ktoś
urządził w nim sobie mało komfortową sypialnię. Podejrzewałem, że tym kimś był
pan Foutley. Naprawdę, nigdy nie sądziłem, że zobaczę jego w takim stanie.
Zawsze był twardy, znaczy, na tyle go znałem. Okazało się, że każdy ma swój
słaby punkt, taki punktem u niego, jest Destiny.
- Usiądźcie. – Daniel uprzątną
fotele i przerzucił wszystko w kąt, obok niewielkiego kominka. – Melanie,
kontaktowałaś się z nią może? – usiadł i popatrzył na dziewczynę kiedy ta
smętnie pokręciła głową.
- Próbowałam, ale nie..
- Nie odbiera! – ojciec Destiny
instynktownie zareagował – Mówiłem ci, Danielu? Coś musiało się stać1 moja
córka się tak nie zachowuje! Mówiłem ci to już kiedy nie odbierała ode mnie!
- Wiem tato, wiem. – chłopak
mruknął chowając twarz w dłoniach. – Szukałem jej. – przyznał się przeczesując ciemne
włosy dłonią.
- Nic nie znalazłeś? –
zaciekawiła się Melanie.
- Nic. Jeździłem wokół miasta,
przez kilka dni. Żadnej znajomej twarzy. Musimy się z nią skontaktować, nie ma
innego wyjścia. Trzeba próbować. A.. co gdyby zadzwonić do Pete’a? przecież to
z nim pojechała, prawda?
- NIE!!! – wykrzyknąłem chórem
razem z Melanie i panem Foutley. – Nigdy więcej nie wypowiadaj imienia tego
młodego mężczyzny, o ile mogę go tak nazwać,w tym domu! – dopowiedział ojciec
nastolatka. – zmarnował mi córkę!
- Jak to zmarnował? –
zaciekawiłem się.
- Normalnie! – warknął – po prostu
zmarnował. – dodał znacznie spokojniej po czym na jego policzki wyślizgnęły się
strużki łez. Widok nie do zapomnienia.
Daniel szybko zareagował, jakby
wiedział dokładnie co się dzieje, mimo że widział jedynie plecy ojca. Wtedy jakby
zamienili się rolami. Można było pomyśleć, że Destiny jest najważniejszą osobą
w tym domu.
Zauważyłem, że Melanie wierci się
niespokojnie. Kiedy na nią spojrzałem trzymała już w dłoni telefon, szybko coś
wcisnęła i przytknęła komórkę do ucha.
„ Destiny, do cholery jasnej, odbierz ten telefon bo policzymy się
prędzej, czy później i zapłacisz za to, ze robisz nam tu taki bałagan.”
Jej głos rozległ się po pokoju
zwracając uwagę wszystkich tam obecnych, jednak wszyscy wiedzieliśmy, że nadal
nikt nie odebrał.
- Masz. – Daniel rzucił Melanie
swój telefon – Próbuj na zmianę. – dodał szybko przewiercając ją ciemnymi
oczami. – Ty na pewno nic nie wiesz?
- Daniel!!!- pisnęła – myślisz,
że jestem jakaś bezduszna, czy co?! Nawet gdybym miała nic nikomu nie mówić, to
widząc co tu się dzieje, powiedziałabym mimo wszystko!!! – krzyknęła wyraźnie
oburzona zachowaniem chłopaka, który już nic więcej nie powiedział.
Siedzieliśmy tak w ciszy przez
długi czas, dopóki nie rozległ się dźwięk dzwonka jednej z komórek, które
trzymała Melanie w dłoniach, i z których nieustannie próbowała dzwonić.
- O cholera… - spojrzała na wyświetlacz
i zamarła, a w jej głosie zabrzmiała nutka ekscytacji. Odrzuciła swój telefon i
uśmiechnęła się z nadzieją – To Destiny!
- Daj to. – Daniel szybko znalazł
się obok niej i odebrał swoją własność spoglądając na wyświetlacz. Rysy jego,
jak dotąd, zmarnowanej i zimnej twarzy momentalnie złagodniały, a nawet
zagościł tam niepewny uśmiech.
- Destiny? – powolnym ruchem przyłożył
słuchawkę do ucha.
- Da..niel.. – ledwie słyszał
siostrę, ale i tak wiedział, że to nie jest ten sam głos, który jeszcze kilka
dni temu słyszał na co dzień. – pomóż…mi.. – dukała.
- Oczywiście. – kiedy tylko
zrozumiał, co powiedziała, szybko zareagował. – powiedz mi tylko, gdzie jesteś.
– mówił łagodnym głosem podczas gdy wszyscy gapili się na jego twarz jakby chcąc
wyczytać stamtąd słowa dziewczyny.
- Nie wiem! – uniosła głos
jednocześnie bardziej ukazując jego chrypliwość i swoją niemoc. Zaszlochała. –
zabierz mnie stąd! Proszę cię.. – ostatnie słowa wypowiedziała prawie bezgłośnie
i zalała się płaczem.
- Destiny, kochanie, nie płacz. Zabiorę
cię, obiecuję. – oczy zaszły mu szkłem.
I rozmowa się urwała.
Słychać było jedynie trzask i
paniczne krzyki Destiny, które równie szybko umilkły. Moment, w którym Daniel
usłyszał jej krzyk, był jednak jednym z najstraszniejszych jakie przeżył, gdyż
jeszcze nigdy nie słyszał takiego strachu w jej głosie, wymieszanego ze
stresem, bólem, zmęczeniem, bezradnością…
Zaczął bezsensownie wydzierać się
do słuchawki. Wykrzykiwał imię siostry, jakby mógł ją wywołać, mimo iż połączenie
było ostatecznie zakończone.
- Zabije. – warknął z
nadzwyczajnym spokojem w głosie odkładając delikatnie telefon na stół.
- Daniel? – Melanie patrzył na
niego z dziwnym wyrazem twarzy – co ci powiedziała?
- Mówiłaś, że pojechała z Marshaw’em,
tak?
- No, tak. Ale to nie jest
odpowiedź na moje pytanie.
- Co mnie to obchodzi?! Mówiła jakby
zaraz miała umrzeć! Jakby nie miała już na nic siły, a potem coś.. ktoś ją
zabrał. Krzyczała! Płakała! – dostrzegłem z jego oczach ogromny ból i strach. –
on ją rani. – dodał spokojniej – jestem jej starszym bratem, nie powinienem na
to pozwalać!
- Przecież to nie jest twoja
wina. – wtrąciłem nagle.
- Ale nie mogę z tym nic zrobić. –
usiadł chowając twarz w dłoniach – gdybyś ty ją słyszał.. – rozpłakał się –
nigdy się tak nie bała.
Spuściłem głowę. Nie byłem sobie
w stanie chociażby wyobrazić tego, jak on się mógł czuć. Gorzej, ja nie
wiedziałem, że brat może aż tak przezywać ból siostry. Owszem, rodzina,
rodziną, ale on ją kochał najmocniej jak się tylko dało. Jakby byli parą, a nie
rodzeństwem. Wyglądał na załamanego, a jednak wiedziałem, że był w stanie
zrobić wszystko.
Chciałem im pomóc, naprawdę
chciałem. Nawet zapomniałem o swoich potrzebach. Chciałem, żeby ona wróciła,
żeby wszystko wróciło do normy. Obawiałem się, że po tym telefonie będzie tylko
gorzej. Nie wiedziałem jak im pomóc! Byłem, kim byłem, ale to nic nie
oznaczało. Nie miałem pojęcia co zrobić, do kogo dzwonić. Odruchowo wyciągnąłem
telefon z kieszeni i przeszukałem listę kontaktów w poszukiwaniu jakiekolwiek
pomocy.
- Ja… - zająknąłem się odwracając
wzrok od telefonu i skupiając uwagę wszystkich obecnych. – wezmę samochód i będę
jeździł po okolicach, no i nie tylko.. – dodałem niepewnie – może na cokolwiek
natrafię. Pamiętasz jak wyglądał ten samochód? – zwróciłem się do Melanie –
ten, którym odjechał Pete. Tylko podaj coś więcej niż kolor.
- Nie jestem kretynką, Bieber. To
był czarny Citroën C4.
Wybałuszyłem oczy w jej kierunku
nie ukrywając zdziwienia. Nigdy więcej pozornego oceniania kobiet.
- No co? – zrobiła dziwną minę w
moim kierunku – Nie powiedziałam ci, że lubię samochody?
- Nie?
- Mniejsza o to. Jedź i jej
szukaj. – nakazała.
Daniel patrzył na mnie cały czas
oczami tak zmartwionymi, ze wyglądał niczym małe, bezbronny kotek, który
próbuje wyłudzić kolejną mini porcję jedzenia.
- Jechać z tobą? – jego głos
uderzył mnie falą smutku, której wcześniej nie czułem. Pokręciłem głową i
skierowałem się do drzwi by jak najszybciej opuścić pomieszczenie.
Moje własne myśli były przeciwko
mnie. Nie mogłem sobie wyobrazić tego smutku w głosie Destiny, o którym mówił
Daniel, ale nie mogłem przestać o tym myśleć. A jeżeli jej się naprawdę dzieje
coś złego? Jeżeli on wcale nie przesadza? Jak ja w ogóle mogłem pomyśleć, że on
może przesadzić? Zna swoją siostrę lepiej niż facet, którego w zasadzie
nienawidziła i omijała szerokim łukiem.
Chciałem ją znaleźć, chciałem jej
ulżyć i zaspokoić potrzebę poczucia bezpieczeństwa, które na pewno potrzebowała.
Chciałem pomóc tym samym im wszystkim. Dlatego właśnie bez zastanowienia od
razu skierowałem się na obrzeża miasta.
_______________________________________
Ale dialogów się porobiło o,o miało być więcej rozwianych podejrzeń i wątpliwości, ale jednak rozłożę to na dwa posty, gdyż nie jestem pewna, jak to się dalej potoczy, mam dwie opcje : )
Szczerze to nie jestem zadowolona z tego rozdziału, chyba jeden z najgorszych jeżeli chodzi o spójność tego wszystkiego.
Mała prośba do Was. Pojawiła się lista Powiadamianych, którą możecie zobaczyć po kliknięciu na górze :) Prosiłabym was, abyście potwierdzili, że dobrze zapisałam nazwę konta oraz to, że mam dalej informować, gdyż mam wrażenie, że większość nie czyta tego, a sami wiecie ile czasu potrafi zając wysyłanie powiadomień przez twitter. Nie mam nic o tego, ale jak mam wysyłać niepotrzebnie, to po co? Tylko komuś zaśmiecam profil i sobie czas marnuję bo ktoś, kto czyta może dostać wiadomość szybciej :) Także grzecznie proszę :)
A wam jak się podoba post? :)
xoxo, ~ms.M