- O kurde, a co ty tu robisz? – nie ukrywający zdziwienia chłopak, stanął nieruchomo w drzwiach.
- Również miło cię widzieć, Bryan. – Justin z miną boksera wpadł do środka mijając mężczyznę. – musisz mi pomóc.
- W co się znowu władowałeś? – odwrócił się patrząc w oczy niespodziewanemu gościowi.
- W nic. – odparł. – Zrób coś, żeby ten zasrany Marshaw znowu gdzieś zniknął i nie wpierdzielał się tam, gdzie go nie chcą.
- O nie, Co to, to nie. – uniósł ręce w geście obronnym – raz mi się udało, już nie mam u ciebie długu wdzięczności. Moja robota tu się kończy. Przykro mi. Poza tym, nawet nie wiem, czy tym razem mogłoby to się udać. Przecież on dowiedział się, że to był tylko fałszywy alarm. No i nie chcę mieć kłopotów, a nie można ukrywać, że z tobą o nie łatwo.
- Ale ty mi musisz pomóc! – krzyknął – przecież ja tu się kompletnie nie znam, a przypominam ci, że to ty mnie tu ściągnąłeś. I to właśnie z powodu tego kretyńskiego debila, który wpieprza mi się w robotę! Zrobiłem, co mi kazałeś. Chodzę do szkoły!!! Ja! I co mi z tego? Znowu mam powtórzyć to, co działo się miesiąc temu? – popatrzył na faceta z dołu.
- Daj sobie spokój, Bieber. To już nie są moje sprawy.
- Chyba nie wiesz, co mówisz. Dobrze wiesz, że jeśli raz w to wdepniesz, nie wyjdziesz już. No, chyba, że drogą samobójstwa.
- Odwalże się ode mnie! Powiedziałem ci, że nie wiem co mógłbym zrobić. Czasem przychodzi czas, żebyś sam sobie radził.
- Obyś tego nie pożałował. – warknął patrząc na niego srogo po czym wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
***
Zajęłyśmy z Melanie cały salon zawalając otoczenie książkami, które służyły nam do nauki, ale tylko pozornie. Resztę uwagi ( czyt. całą ) pochłaniało wszystko inne dookoła. No bo jakby to było, gdyby Mel nie miała przy sobie najnowszego numeru Cosmopolitan? Ale przecież to nie znowu takie mało pożyteczne. Nawet z takich magazynów można się czegoś dowiedzieć, prawda?
Nasze błogie chichotanie przerwało energiczne pukanie w drzwi frontowe. Zerknęłam na Melanie rzucając jej pytające spojrzenie ( jakby nie było, zdarzało się, że zapraszała kogoś, a ja zostawałam postawiona przed faktem dokonanym ), ale tym razem odwzajemniła się tym samym, więc jedyne co mogłam zrobić to ruszyć swoje szanowne cztery litery i załagodzić ciekawość.
Podeszłam do drzwi jednak, przyznam się bez bicia, zawahałam się zalewając się strachem od środka. No bo, czy to nie dziwne, że niespodziewany gość tak nieustannie rąbał w drzwi i jakby wcale go to nie bolało, nie ustawał? Pewnie jeszcze moment, a drzwi leżałyby wywalone z zawiasów.
- Pete?! – wykrzyknęłam mimowolnie gdy ten wparował bez słowa do domu i pobiegł na górę. Słyszałam tylko jak ciężko sapie. Czyżby to walenie w drzwi go tak zmęczyło?
Moja przyjaciółka usłyszawszy mój krzyk pełen zaskoczenia, szybko znalazła się przy mnie i razem podążyłyśmy śladem Pete’a
Na piętrze słychać było trzaski, które, jak się szybko zorientowałam, dobiegały z mojej sypialnie. Momentalnie pociągnęłam przyjaciółkę w kierunku pokoju, ale ta zaparła się zatrzymując przy tym i mnie.
- Des, nie sądzę, że powinnaś tam iść. – popatrzyła na mnie znacząco.
- Niby dlaczego? – zdziwiłam się.
- On chyba ześwirował – teatralnie pokręciła dłonią na wysokości skroni – a jak coś kombinuje?
- Mel, on niewątpliwie coś kombinuje. W każdy razie jest w moim domu i nie pozwolę, żeby mi ktoś grzebał w rzeczach. – oznajmiłam puszczając jej nadgarstek i skierowałam się do swojego pokoju. Zanim dotarłam do drzwi Melanie dobiegła do mnie i lekko drżącym wyrecytowała: „ no przecież cię tak nie zostawię” po czym obie weszłyśmy do pomieszczenia.
- Pete? – ponownie wymówiłam jego imię ze znakiem zapytania, tylko, że tym razem to było coś w stylu” co ty tu, kurde, robisz?”. Na środku mojego łóżka leżała duża walizka, a blondyn chodził dookoła sypialni i zbierał moje rzeczy.
Cisza.
- Głuchy jesteś? – Melanie dała znak życia swoim zarozumiałym tonem.
Chłopak podniósł wzrok znad walizki wyładowanej już moimi manatkami i popatrzył na mnie – Destiny jedzie ze mną. – oznajmił spokojnym, niskim lecz nieznanym mi dotąd głosem.
- Co?! – oburzyłam się po chwili wpatrywania się w jego czekoladowe oczy patrzące wprost na mnie.
- Chodź. – powiedział chłodnym głosem chwytając walizkę i podchodząc do nas. Objął mnie jednym ramieniem i próbował pociągnąć mnie ze sobą.
- Kurde, Pete! – krzyknęłam – co ty robisz? Wchodzisz tu, a raczej wpadasz niewiadomo skąd, pakujesz moje rzeczy i niemal beż niczego mam z tobą iść? Tak po prostu? Żadnych wyjaśnień?
- Po prostu to mi zaufaj. Nie bój się, małą – uśmiechnął się do mnie i wydał się w tym momencie bardziej znajomy niż przez cały ten czas jego pobytu w moim domu.
- Więc wytłumacz mi o co chodzi. – nie dałam zbić się z tropu.
- Musze cię stąd zabrać. Jeżeli zaraz nie pójdziesz ze mną do samochodu po dobroci to zaniosę cię tam.
- Samochodu? Ty mnie masz zamiar gdzieś wywieźć?
- Tak jakby. – wolną ręką przetarł po twarzy.
- O, nie. Może jeszcze mam wyjechać i nic nikomu nie powiedzieć? Wybacz, ale ty jesteś w tym specjalistą, nie ja. Chyba ci odbiło!
- Mówiłam. – wtrąciła piskliwie Melanie.
Nastolatek wyszedł z moimi rzeczami, a kiedy zbiegłyśmy za nim schodami, on właśnie wszedł z powrotem do środka. Wpatrywał się we mnie stojąc blisko. – idziesz czy nie?
- Nie. – odparłam bez zastanowienia krzyżując ręce na piersiach. Nie spuszczałam z niego wzroku oczekując reakcji.
- Dobra, ostrzegałem. – złapał mnie w pół i przerzucił przez ramię. Krzyknęłam głosem stłumionym już w jego ramieniu, ale on i tak nie zareagował.
- Zostań tu, a kiedy jej ojciec wróci, powiedz, że tu byłem. – zwrócił się do skołowanej Melanie, która chyba z trudem przyjęła do wiadomości co ma zrobić i pewnie będzie spanikowanym głosem wyjaśniać tacie co zaszło.
Postawił mnie przed dużym, czarnym samochodem opierając swoją dłoń na mojej talii i otworzył drzwi. Czekał, aż sama wsiądę, ale gdy tak nieruchomo stałam wbijając w niego wzrok, chyba stwierdził, że to nie ma sensu. Przesunął swoją dłoń na mój bark i wepchnął do samochodu. No i załatwił mnie siłą, z którą i tak nie miałabym szans.
Siedziałam w bezruchu gapiąc się przez szybę. Zapewne wyglądałam jak obrażona dziewczynka, ale to w zasadzie miało sens. No bo jak można inaczej zareagować kiedy ktoś, kto wiecznie znika nagle się pojawia i siłą wyciąga cię z domu? To zdecydowanie nie należy do normalnych wydarzeń, na które mogłabym być przygotowana.
- Nie zachowuję się w ten sposób, Destiny. – we wnętrzu samochodu rozbrzmiał głos Pete’a. – wytłumaczę ci to…
- Więc słucham – burknęłam.
- Ale nie teraz… - dodał odwracając wzrok i skupiając się na drodze.
Co to w ogóle za pomysł? Chyba jestem już wystarczająco duża, żeby samej o sobie decydować. A tymczasem wpadają do mojego domu i mnie wywożą za miasto. Tak, to było definitywnie poza miastem bo jechaliśmy już długo, a Pete nadal się nie zatrzymywał i bynajmniej nie wyglądało, jakby miał taki zamiar.
Musiałam zasnąć bo kiedy samochód wpadł w jakąś paskudną dziurę w asfalcie poderwałam się i czułam się trochę zaspana. Rozejrzałam się, zerknęłam na Pete’a. nadal jechaliśmy. Mijaliśmy jakieś szerokie, nieokreślone.. hm.. pola?
- Gdzie mnie zabierasz? – odezwałam się cichym i znacznie spokojniejszym niż poprzednio głosem patrząc w szybę.
- W bezpieczne miejsce. Nie pytaj mnie o nic. Powiedziałem, że wytłumaczę. – nie patrzył na mnie – chyba nie znienawidziłaś mnie na tyle, by kompletnie przestać mi ufać?
Milczałam w odpowiedzi przyglądając się mijanym widokom. Oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy. Na moment poczułam się jak mała, zabłąkana dziewczynka. A może powinnam czuć się tak przez cały czas? Coś ewidentnie się działo wokół mnie. W moich oczach byłam w odpowiednim wieku by móc być informowaną o bieżących wydarzeniach z życia rodziny i bliskich. Czy to nie trochę bez sensu, że bez słowa jestem zawożone gdzieś, prawdopodobnie daleko od domu przez mojego, byłego faceta, który sam stał się jedną wielką tajemnicą?
Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl o Justinie. On też zniknął. No, może nie całkiem., ale można powiedzieć, że nie ma go w moim życiu. Nie odzywa się od afery podczas wyprowadzki mamy i niefortunnych wieści o mojej siostrze. Fuj, nadal nie byłam w stanie jej tak nazywać.
No cóż, może ponownie zbliżę się do Pete’a? skoro już mnie gdzieś wywozi to może powstanie z tego jakaś romantyczna historia? – odwróciłam nagle głowę i gapiłam się na niego z delikatnym uśmiechem goszczącym na wargach.
_______________________________
CZEŚĆ!
Nie krzyczcie na mnie! PRZEPRASZAM WAS WSZYSTKICH, KTÓRZY ZE MNĄ NADAL SA ZA TO, ZE JESTEM TAKĄ OKROPNĄ BLOGERKĄ I NIE JESTEM SYSTEMATYCZNA W DODAWANIU POSTÓW! Przyczyny są różne, ale głównie to lenistwo! Jestem na siebie zła bo ten rozdział był już dawno gotowy i czekał tylko na przepisanie.
Wyspowiadałam się z grzechu, więc teraz czas na poprawę. Wezmę się, naprawdę. Proszę was o cierpliwość, ja się muszę po prostu w to wprawić po tej mojej przerwie w blogowaniu.
Mam nadzieję, ze nie będziecie żywić do mnie zbyt wielkiej urazy i wybaczycie oraz zostaniecie ze mną :) Dziękuję ty, którzy nadal pozostali ♥
xoxo, ~Ms.M