Kiedy
wysiadłam z samochodu, od razu poczułam podmuch gorącego powietrza i
zapragnęłam wrócić do samochodu z klimatyzacją. Rozejrzałam się po okolicy
nieco speszona. Same piękne, okazałe domy. Spojrzałam do tyłu, jakby chcąc
ocenić jak daleko jesteśmy od domu. Jechaliśmy cały dzień i noc. Cholera, kiedy
to minęło? Czyżbym tak długo potrafiła spać w samochodzie?
- Przestaw
zegarek. – usłyszałam głos kogoś, kto musiał podejść kiedy gapiłam się za
siebie. Podniosłam wzrok na brata i zmieszałam się okropnie, mimo że to chyba
miała być forma żartu. Spojrzałam po sobie, przecież nie miałam żadnego
zegarka. Znowu zwróciłam wzrok na Daniela tym razem z wyraźnym pytaniem
wypisanym na twarzy.
- Jesteśmy
bardzo daleko od domu, kwiatuszku. – z nikąd zjawił się obok mnie mój tata.
Objął mnie ramieniem i wskazał na jeden z wielkich budynków, które kojarzyły mi
się z domami gangsterów z filmów. – Dawnego domu. Teraz to będzie twój dom.
Szukaliśmy odpowiedniego, a jednocześnie podobnego miejsca. Zawsze lubiłaś,
kiedy pogoda dopisywała, tu masz to zagwarantowane.
- Gdzie
jesteśmy? – zapytałam krzyżując ręce na piersiach i zwracając niepewny wzrok w
kierunku ojca.
- W moim domu.
– odezwał się trzeci, znany, męski głos. Tym razem dochodził zza moich pleców.
– Des, to LA. Mieszkam kilka ulic stąd.
Rozejrzałam
się dookoła ponownie wstrzymując oddech z niewiadomych powodów. Wydawało mi
się, a raczej coś mówiło mi, że chcę coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co.
Drugim powodem, dla którego się nie odezwałam była jakaś wewnętrzna blokada,
która nawet nie pozwalała wypuścić zaczerpniętego powietrza. Kiedy udało mi się
już odetchnął ponownie się rozejrzałam i… JAK CUDEM ZNALAZŁAM SIĘ WE WNĘTRZU
DOMU?
Momentalnie
stanęłam jak wryta i nerwowo się rozejrzałam. Leżałam, nikogo dookoła mnie nie
było. Otaczało mnie ogromne wnętrze przypominające salon w starym domu. Co jest do cholery? Podniosłam się powolnie
i podparłam na łokciach czując ucisk w głowie. Rozglądałam się w poszukiwaniu
kogoś, kogokolwiek. Miałam już łzy strachu w oczach kiedy w drzwiach pojawił
się Daniel, rzucił coś, co miał dłoniach na najbliższą szafkę i podbiegł do
mnie.
- Ale nas przestraszyłaś.
Mała, nie rób tak więcej. – stanął nade mną, a w jego oczach malowało się coś
na kształt przerażenia, bólu? Sama nie byłam pewna, ale czego ja byłam pewna?
- Co się
stało? – zapytałam kiedy udało mi się już wydobyć z siebie jakiekolwiek dźwięki.
Brat uniósł mnie lekko i usiadł tak, by ułożyć sobie moją głowę na kolanach.
- Zemdlałaś. A
dlaczego, to nie wiem. – mówił spokojnym głosem, ale była w nim jakaś inna nuta
której nie mogłam rozgryźć, albo to mój umysł płatał mi figle. – Znaczy.. nie wiem,
czy to dobrze określiłem. Byłaś taka nieprzytomna, ale szłaś z nami i
odpowiedziałaś na pytanie, dopiero po przekroczeniu progu upadłaś.
- Jakiego
pytania? – nie udałam zdziwienia, ale sama byłam zdziwiona tym zdziwieniem,
które pojawiło się we mnie po tym, jak Daniel wspomniał o tym, że
odpowiedziałam na jakieś pytanie. Pamiętałam tylko, jak Justin powiedział,
gdzie jesteśmy.
- No, przecież
tata zapytał, czy chcesz wejść i zobaczyć dom. Odpowiedziałaś, że tak i nawet
spróbowałaś się uśmiechnąć, ale mnie na to nie nabierzesz, siostro. Nie
wymuszaj na sobie nic, co ci ciąży, ok.? – wtedy zastygł na moment i spojrzał
na mnie poważnie – Moment, to ty nie pamiętasz jak odpowiadałaś na pytanie?
Byłaś otępiała, ale nie sądziłem, że aż tak.
Nie
odpowiedziałam. Patrzyłam na niego pustym wzrokiem.
- Chryste
Panie, mała.. – pogłaskał mnie po głowie – wszystko będzie w porządku, obiecuje
ci to.
Wtedy znowu
ktoś wszedł do pokoju. Nie widziałam kto, cierpliwie czekałam aż zjawi się przy
nas, albo odezwie.
- Des? –
musiałam mieć zamknięte oczy, bo takie pytanie nie pada bez powodu – Już
lepiej? – troska w głosie Justina wydała mi się bardzo słodka, ale jednocześnie
wywoływało to we mnie przymus, aby przypomnieć sobie, czy zawsze się tak
zachowywał, czy to tylko z litości.
Kiwnęłam
głową.
- Chcesz iść
do swojego pokoju? – patrzył na mnie tak, jakby chciał wyłapać każdy mikro-ruch,
ale nie było to dla mnie pod żadnym względem uciążliwe.
- Mam swój
pokój? – palnęłam pytanie godne guru debili.
- A co
myślałaś, głuptasie? Aż tak ci wygodnie na tej kanapie? – uśmiechnął się tak
serdecznie, że ból wywołało u mnie to iż ja tak nie mogę. Chciałam, żeby
zobaczył to samo na mojej twarzy.
Daniel pomógł
mi podnieść się do pozycji siedzącej, a potem pozwolił Austinowi zaprowadzić
mnie na górę. Na odchodnym powiedział, że odwiedzi mnie za jakiś czas.
Pokój wyglądał
niemal tak samo, jak w poprzednim domu. Był po prostu większy, więc meble były
nieco inaczej ustawione.
Justin
wypuścił mnie z objęć (całą drogę trzymał mnie, jakbym miała spaść ze schodów),
a ja od razu skierowałam się na łóżku i rozejrzałam się wokół.
- Wygląda tka
samo. – stwierdziłam głośno.
- Tak, twoich
rzeczy nie śmieliśmy nawet tknąć. – znowu uśmiechnął się w ten sposób. Tym
razem szybko odwróciłam wzrok, żeby nie wpaść w poczucie winy. Musiało być
chłopakowi przykro, że uśmiecha się jakby sam do siebie, albo do posągu.
Nieruchomego, marmurowego, zimnego posągu.
Niewiadomo
kiedy zjawił się i usiadł obok mnie. Popatrzył na mnie smutnymi oczami i
wydawało się, że nie wie co ma zrobić.
- Chcesz się
przespać w normalnym łóżku? – zapytał niemalże już wstając z miejsca.
- Nie chcę być
sama. – tak bardzo cisnęło mi się to na język, że myślałam, iż nie wytrzymam i
wejdę mu w słowo. Gdyż myślałam, że Justin za moment wstanie i wyjdzie,
odruchowo złapałam jego nadgarstek. Pewnie nie był to tak mocny uścisk jakim mi
się wydawał, ale na pewno to poczuł.
- Destiny,
uspokój się. – przestało wydawać mi się, że zaraz wyjdzie. Może dlatego, że
przesunął się dalej, w głąb łóżka. Złapał mnie za rękę. – Nie będziesz sama,
nikt cię tu samej nie zostawi. Jeśli nie ja, to twój brat, albo tata.
Odwróciłam
wzrok i wolną rękę zacisnęłam w pięść ledwie panując nad swoimi ruchami.
- Hej, Des.
Nie bój się. Boże święty, wszystko jest już w porządku. Nie denerwuj się. –
złapał moją drugą rękę i trzymając je obie w bezpiecznym uścisku przysunął się
bliżej.
Nie odzywał
się przez chwilę, a ja na niego nie patrzyłam. Przysięgam, nawet na niego nie
zerknęłam i nie mam pojęcia skąd wiem, że bez przerwy obserwuje mnie z
nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Lepiej ? –
usłyszałam jego głos docierający do mnie z daleka. Jakby był na drugim końcu
okropnie ciemnego tunelu. Nadal jednak w jego głosie było mnóstwo troski i
zmartwienia. Poczułam jego ciepłą dłoń na karku. Dopiero wtedy spojrzałam w
jego stronę.
-
Przepraszam..- głos mi się złamał – nie wiem co się dzieje, kto kim jest..
niczego nie wiem, nie potrafię się odnaleźć! – podniosłam drżący głos, ale
efekt wcale nie był miły dla ucha.
Nie oderwał
ode mnie wzroku ani nachwalę. Nagle poczułam jak jego dłoń zaciska się nieco
mocniej na mojej szyi i przyciąga mnie w jego stronę. Sam lekko się przysunął
przyciskając mnie do swojej piersi. Objął mnie tak, jakby chciał zamknąć w
bezpiecznym miejscu i nie wypuszczać. Swój policzek przytulił do mojego czoła i
zaczął mną lekko kołysać. Zamknęłam oczy i starałam się przestać płakać, znowu
nie wiedziałam nawet kiedy to się zaczęło. Starałam się uspokoić, ale ilekroć
na tym się skupiałam, było jeszcze gorzej.
Minęło spoko
czasu zanim przestałam bez sensu szlochać i otarłam ostatnie łzy z twarzy.
Justin okazał się bardziej wytrwały niż myślałam. W głębi duszy byłam pewna, że
po krótkim czasie stwierdzi, że ma dość mnie-histeryczki i wyjdzie zostawiając
mnie tu samą. A może to było takie moje przewrażliwienie spowodowane tym, że
naprawdę bardzo nie chciałam być sama?
W każdym razie
chyba tym razem postanowił nie prowokować kolejnego wybuchu z mojej strony
żadnym słowem, pytaniem, czy stwierdzeniem bo nie odzywał się. Wcale. Ale też
nie puszczał mnie. Jakby się zaciął, albo jakby jego ciało zdrętwiało na tyle,
by nie mógł sam się rozprostować.
Lekko uniosłam
głowę kiedy byłam pewna, że tymczasowo z moich oczu nie wyleci żadna łza. Od
razu tego pożałowałam. Znaleźliśmy się przez to blisko, zbyt blisko.
Zdezorientowałam się całkowicie. Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje.
Justin cały czas pochylał się nade mną, ale teraz pogłębił to nachylenie i
wierzchem dłoni otarł mój policzek. Oparł swoje czoło o moje, a kiedy
przymknęłam oczy, poczułam, że jego ciało się rozluźniło. Znowu położył dłoń na
moim karku i trzymał ją w ten sposób, jakby po prostu nie chciał bym się
odsuwała.
Nie chciałam
otwierać oczu. Nie chciałam wiedzieć jak blisko jest.
Sama nie
wiedziałam, czego chcę.
Poczułam, że
się podnoszę. Zapomniałam o Bożym świecie zatracając się w myślach i nie
poczułam kiedy Justin objął mnie w inny sposób i położył w innej części łóżka
tak, bym głowę miała na poduszkach. Nie musiał przenosić mnie daleko, dlatego też
sam nie zszedł w tym czasie z łóżka.
Drgnęłam
orientując się, co się ze mną dzieje i momentalnie usłyszałam szmer głosu
chłopaka nad swoim uchem. Uciszył mnie, ułożył na łóżku po czym sam położył się
obok nie zwiększając odległości nas dzielącej.
______________________________
Namęczyłam się, żeby go napisać, ale w końcu jest. Cały wieczór nad nim siedziałam o,o kompletny brak weny. W wolnym czasie włącze muzykę i zacznę zastanawiać się co tu moze się jeszcze wydarzyć.
Kolejny będzie, kiedy najdzie mnie wena. (:
A jak się wam ten podoba?
xoxo, ~ms.M