- Więc.. co chciałaś mi powiedzieć? – przerwał dłuższą chwilę spokojnym głosem.
- Opowiedzieć – poprawiłam go – po prostu uznałam, że jednak lepiej będzie jeśli będę informowała cię o tym co się dzieje.
- Miło by było. – odparł patrząc na mnie
- Zrozumiesz mnie? Wolałabym żebyś mi zaufał i się nie wściekał o byle co. – uprzedziłam starając się uspokoić swoje przewidzenia.
- No.. jeśli nie będzie powodu to się nie wścieknę. – zaśmiał się cicho i odwrócił wzrok – zastanawia mnie tylko czy ja już nie wiem tego, co chcesz mi opowiedzieć.
- A co wiesz? – spojrzałam na niego podejrzliwie – i co najważniejsze, skąd?
- Kolega przekazał po prostu informacje krążącą po mieście. A mianowicie, dowiedziałem się, że moja dziewczyna spotyka się z jakimś pedalskim typkiem, któremu poszczęściło się w życiu – popatrzył na mnie wyraźnie oczekując wyjaśnień.
- No.. tak, właśnie o tym chciałam ci opowiedzieć.
- Yhh, miałem nadzieje, że to głupia plotka. – westchnął opierając się o ścianę.
- Pete.. daj spokój. To było jedno spotkanie, nic więcej. Koleś oblał mnie kawą i chciał „wynagrodzić” to nieszczęsne zdarzenie. To był po prostu miły gest.
- Jakoś mi się nie widzi to jako normalne spotkanie – popatrzył na mnie
- Nie patrz tak na mnie! Nic nie zrobiłam, naprawdę. Czy ty musisz być zazdrosny o każdego faceta, z którym rozmawiam? Chciałabym tu przypomnieć, że rozmowa jest tylko wymianą słów, a nie śliny.
- Oj, mała. Bo się pokłócimy. – parsknął – widzę jak patrzą na ciebie faceci, a to, że akurat z tymi, którzy tak mierzą cię wzrokiem, rozmawiasz, to już nie moja wina.
- Czy ty znasz każdego człowieka na Ziemi?
- No, nie. Faceci po prostu nie są trudno do rozgryzienia.
- Jasne. Co nie znaczy, że nie mogę rozmawiać z nikim płci przeciwnej, oprócz ciebie bo chyba o to się jeszcze nie wściekasz?
- Ale ty mnie lubisz wkurzać. Czy ja ci czegokolwiek zabraniam? Nie. Też tak myślę. Po prostu jak dorwę gnoja to oberwie, to tyle.
- A za co miałby oberwać? Za rozmowę?
- Nie, oberwie jak zobaczę was w jednoznacznej sytuacji.
- Odpuść, Pete. Gdybym nie chciała być z tobą, po prostu bym nie była, jasne?
- Od kiedy jesteś taka stanowcza i dominująca? – popatrzył na mnie z kpiącym uśmiechem
- Próbuje włożyć pod tą durną czuprynę blond włosów, że jesteś zazdrosny o nic.
- Wystarczy mi fakt, że spotykasz się z facetem za moimi plecami. Nic mi o tym nie powiedziałaś. Dlaczego? Podoba ci się?
- Pete, ja go nie znam! – krzyknęłam
- A jednak zamieniłaś go ze mną.
- Co?
- Jak to co? Czekałem pod twoim domem chyba godzinę. Kręciłem się w kółko, zaglądałem ci w okno, ale pokój był pusty. Dopiero kiedy dłonie mi odmarzły i stwierdziłem, że jeżeli dłużej postoję to nie będę w stanie prowadzić motoru, wróciłem do domu.
No tak! Miał racje, byliśmy umówieni, a po jego słowach mnie kompletnie zamurowało. Jak mogłam zapomnieć o własnym chłopaku? Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Będąc na tym cholernym spotkaniu, nawet przez myśl mi nie przeszło, że właśnie w tym momencie mój ukochany Pete stoi pod domem i czeka na mnie. Dopadło mnie ogromne poczucie winy.
- Jej.. ja.. kompletnie zapomniałam.. – usiadłam bliżej niego – jesteś zły, prawda?
- Byłem. – odparł spoglądając przed siebie. Przetarł usta palcami – ale nic się nie stało bo.. przecież mnie nie okłamujesz?
- Nie! – znowu krzyknęłam tym razem chcąc wskazać, że tak jest naprawdę – było tak, jak mówiłam.
Roześmiał się.
- Jesteś urocza kiedy tak uparcie próbujesz postawić na swoim – uśmiechał się i przyciągając moją twarz do swojej, pocałował czule.
Chwilę potem leżałam na łóżku obejmując Pete’a wokół szyi.
- Naprawdę się nie złościsz? – zapytałam cienkim głosem przerywając na chwilę czułe pocałunki. Cały czas jego reakcja wydawała mi się niemalże niemożliwa.
- Mówiłem już.. – wyszeptał muskając wargami moją szyję.
Chwyciłam jego podbródek i z lekkim uśmiechem przyciągnęłam jego twarz blisko swojej.
Czułam jego oddech na ustach.
Jego dłoń przesunęła się wzdłuż mojej talii i zatrzymała się na biodrze.
Przesunęłam chłodne dłonie po jego torsie nie odrywając się od jego warg i oparłam kolana na biodrach chłopaka.
NASTĘPNEGO DNIA
Zajęcia w szkole tego dnia zostały skrócone z powodu jakiegoś ważnego zebrania nauczycieli. Przestałam kodować informacje kiedy tylko nasz wychowawca oznajmił, że wychodzimy ze szkoły dwie godziny wcześniej niż zazwyczaj.
Wybiegłam ze szkoły jak poparzona widząc, że po drugiej stronie ulicy stoi Pete opierając się o czarną hondę i patrzy w moją stronę. Czekał na mnie.
To nie było sprawiedliwe, w jego szkole mieli tak mało lekcji, że niemalże mogłabym powiedzieć, że to ja uczęszczam do wyższej szkoły.
Właśnie przechodziłam przez „pustą” ulicę idąc w kierunku przystojnego blondyna kiedy…
BUM.
Poczułam mocne uderzenie w bok mojego ciała. Osunęłam się na ziemię słysząc pisk opon. Ręce trzymałam na bolącym miejscu zwijając się na asfalcie.
- Co robisz, kretynie!? – słyszałam jak Pete wrzeszczy rzucając się w stronę kierowcy. Zaczął szarpać za drzwi samochodu. – Wypieprzaj z wozu! – cały czas krzyczał szarpiąc kierowcę za kurtkę i dosłownie wyrzucając go z samochodu.
Obejrzałam się w stronę leżącego już na ulicy kierowcy samochodu, którego całym ciężarem swojego ciała przytrzymywał mój chłopak.
Ktoś podszedł do mnie i widząc, że jestem przytomna zaczął wypytywać:
- Coś cię boli? Możesz wstać? – nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy pomocny człowiek pomagał mi wstać.
Stanęłam o własnych siłach i ponownie spojrzałam na Pete’a, który znęcał się nadal nad nieszczęsnym człowiekiem.
Obolała, z małą pomocą jakiegoś uprzejmego człowieka, dostałam się bliżej miejsca bijatyki, można powiedzieć. Kilku chłopców z mojej szkoły przytrzymywało Pete’a, który nadal rzucał się w kierunku wymęczonego już chłopaka.
- Nic ci nie jest? – usłyszałam za sobą drżący i spanikowany głos. To nie był Pete, on stał przede mną i strasznie się wyrywał. Odwróciłam się spoglądając w stronę źródła głosu.
- Ty prowadziłeś ten samochód? – spojrzałam na Biebera, którego widok wprawił mnie w mocne zakłopotanie, nie ukrywam byłam bardzo zszokowana.
- Tak..- odpowiedział niepewnie – zamyśliłem się, przepraszam. – zaczął tłumaczyć – naprawdę nie chciałem. Dobrze się czujesz?
- Jest w porządku. Będę żyć.- odpowiedziałam zerkając za Pete’a.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? – patrzył mi w oczy kiedy i moje spojrzenie skierowało się na niego
- Jest ok. niczego nie potrzebuję. Posłuchaj.. – znowu spojrzałam na blondyna, który wyrywał się w moją stronę – wściekł się. Lepiej będzie jak już pojedziesz tam, gdzie chciałeś jechać.
- Jak mam odjechać z myślą, że omal nie zabiłem człowieka!?
- Nic się nie stało. Niczego od ciebie nie potrzebuję. – stałam nieruchomo.
- Zadzwonisz chociaż? Chciałbym po prostu wiedzieć czy nie poczujesz się gorzej.. – powiedział lekko rozczarowany po czym odszedł kierunku samochodu.
- Mała, w porządku? – Pete dopadł do mnie kiedy tylko chłopcy wypuścili go z uścisku – coś cię boli? – położył dłonie na moich ramionach,
- Słabo mi – odparłam – i zimno – dodałam otulając się ramionami. Pete od razu zdjął swoją kurtkę i narzucił mi na ramiona. Objął mnie i zaprowadził do samochodu rodziców, który właśnie zatrzymał się przed budynkiem szkoły.
Idąc obejrzałam się za siebie, kompletnie tego nie kontrolując. Zauważyłam, ze samochód, który mnie potrącił nadal tam stoi. W bocznym lusterku spostrzegłam pełen smutku i rozczarowania wzrok Justina skierowany na mnie. Mój wzrok go nie speszył. Wpatrywał się cały czas, do momentu kiedy nie zniknęliśmy z jego pola widzenia. Chociaż.. kto wie, może wtedy po prostu popatrzył w inne lusterko.