Byłam
zdezorientowana. Tak zdezorientowana, że gdyby ktoś zapytałby mnie, jak mam na
imię, odpowiedziałabym z wyraźnym wahaniem. Widoki za szybką tak szybko się
zmieniały, nie nadążałam niczego wyłapać, a to mogło oznaczać tyle, że mój mózg
się zawiesił i nie pracuje tak, jak powinien. Dlatego też odwróciłam głowę od
szyby, żeby nie dostać zawrotów głowy i nie zwymiotować w ulubionym samochodzie
taty.
Odwróciłam
głowę na zagłówku i przymknęłam na chwilę oczy, ale chyba tylko po to, żeby
zaraz je znowu otworzyć. Justin siedząc ze mną z tyłu, cały czas czuwał. Nawet
nie wiem, czy zasnął po drodze, gdy ta wydawała się podejrzanie długa. Nie
puszczał mojej dłoni i rzadko kiedy odwracał wzrok. Kiedy zwrócił uwagę na to,
że również na niego patrzę posłał mi serdeczny uśmiech.
Spojrzałam za
okno, przez jego ramię. Mijaliśmy tereny, których nigdy nie widziałam, albo nie
pamiętałam, że kiedyś tam je widziałam. W każdym razie nie były to tereny,
które mijały podczas codziennego powrotu do domu. Znowu się zdezorientowałam i
chyba tym razem na tyle mocno, by było to wypisane na mojej twarzy.
- W porządku?
– Justin podniósł się powoli przysuwając w moją stronę. Każdy z nich mówił do
mnie tak delikatnym głosem, jakbym miała rozsypać się od samych dźwięków.
Zadrżałam
rozglądając się w strachu.
- Gdzie wy
mnie wieziecie? – zapytałam głosem wpadającym w panikę.
- Hej,
spokojnie. – rozpiął pas i przysunął się na tyle blisko by dzieliło mnie od
niego kilka centymetrów. – Jedziemy do domu…
- Nie znam
tych dróg. – przerwałam mu znowu zerkając na szybę.
- Destiny,
popatrz na mnie. – trzymając mój podbródek zwrócił moją twarz ku jego tak, bym
nie mogła patrzeć gdzieś indziej. – Luke powiedział ci, że lepiej będzie jeśli
wyprowadzisz się z domu, prawda?
Kiwnęłam
głową.
- Twój tata i
brat postanowili, że lepiej będzie załatwić te sprawy jeszcze przed twoim
powrotem. – wyjaśnił – Nie bój się, nic ci nie grozi. – dokończył przyciskając
moją głowę do swojej piersi.
Dwaj
pasażerowie z przodu, mój brat i ojciec, bacznie przysłuchiwali się wszystkiemu
co działo się z tyłu, a starszy z nich regularnie spoglądał w lusterko wiszące
nad jego głową zatrzymując uważny wzrok na mnie.
Ni stąd, ni
zowąd poczułam ciecz spływająca po moim policzku. Uniosłam odruchowo dłoń, żeby
otrzeć twarz i odsunęłam się od Justina. Ten jednak nie dał mi możliwości
odsunięcia się na zbyt dużą odległość.
- Des,
płaczesz? – to było raczej pytanie retoryczne, ale i tak skinęłam głową. Chłopak
usadowił się wygodniej. Objął mnie jednym ramieniem, a kiedy już wtuliłam się w
jego tors, wolną dłonią głaskał mnie po policzku.
Jeżeli takie
niekontrolowane wybuchy emocji będą się często powtarzać, to miałam nadzieję,
że z czasem domownicy się przyzwyczają i nie będą na to zwracać większej uwagi.
Nigdy nie lubiłam nadopiekuńczości, a przecież nic mi nie było. Parę siniaków,
zadrapać no i parę kilogramów mniej.
Nie
zorientowałam się kiedy zasnęłam. Podczas tej drogi zdarzało mi się to przy
każdym zasypianiu. O tym, że spałam dowiadywałam się dopiero po spojrzeniu na
godzinę. Otworzyłam do końca oczy, ale nie ruszyłam się. Justin również się nie
ruszał. Oddychał spokojnie i miarowo. Spał? Odchyliłam się delikatnie, żeby to
sprawdzić. Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, mimo że zapewne wyglądał
jak grymas. Spał słodko jak niemowlę, a sen miał tak głęboki, że nawet kiedy
trafiała się dziura w drodze, nie raczył drgnąć.
Odwróciłam
głowę i patrząc za szybę przyzwyczajałam się do patrzenia na migające obrazy
tak, by nie zwymiotować. Kiedy tylko zaczynało mnie mdlić brałam kilka
głębokich oddechów i mijało.
Nagle samochód
przechylił się lekko prawą stroną w dół i tą samą stroną sunął po nie równym
poboczu ze stałą prędkością 80
km/h .
Zerwałam się
prostując plecy.
- Tato! –
krzyknęłam przestraszona uderzając w fotel przed sobą. Po chwili pożałowałam,
że to był fotel Daniela bo ten smacznie spał. Krzykiem obudziłam również
Justina, który był ledwie przytomny.
Daniel za to
zareagował bardzo szybko i potrząsnął ojcem przytrzymując kierownicę drugą
ręką. Kiedy tylko tata się otrząsnął, Daniel poprosił by się zatrzymał.
Wykorzystałam okazję
i wyswobodziwszy się z objęć Justina, wypadłam na zewnątrz. Niemal zachłysnęłam
się powietrzem. Okazało się, że zaczyna padać. Była to delikatna mżawka, więc
usiadłam kawałek dalej od samochodu i zwróciłam twarz ku niebu. Gapiłam się na
szare chmury, które z pozoru nie przywodziły na myśl nic optymistycznego. Jakże
mylny wniosek. To co poczułam nie było smutkiem, a jego przeciwieństwem. Jak dawno
pozwoliłam sobie na chwilę takiego wytchnienia? Potrzebowałam tylko kilku minut…
- Destiny? –
Daniel znalazł się u mojego boku i czar prysł. Nie potrafiłam czuć się tak przy
kimś. – Wszystko w porządku.
- Tak –
odburknęłam bardziej ponurym głosem niż zdawałam sobie sprawę. – Dlaczego pytasz?
Zadałam mu
pytanie, co zbiło go z obranej drogi. Odkąd wyjechaliśmy z domu Luke’a, nie
zdawałam się być chętna do prowadzenia konwersacji.
- Po prostu. Wyszłaś
bez słowa. Bałem się, że…
- Że mi
odbiło? – zaśmiałam się złośliwie nie patrząc w jego stronę. – nie musicie obchodzić
się ze mną jak z jajkiem. Poradzę sobie. Tak naprawdę nie macie zielonego pojęcia
co tam się działo, więc nie próbujcie mi pomóc na siłę, ok.? Możesz mi to
zagwarantować?
- Ja…sne. –
jąkał się – co tylko chcesz. – głos miał smutny, zawiodłam go? Może faktycznie
nie powinnam była..
- Daniel… -
spojrzałam na niego – nie chciałam być wredna, przepraszam. Po prostu… mam
wrażenie, że boicie się chociażby odezwać. Dosłownie, jak z jajkiem.
- Trochę się
zmieniło. Może i boję się cokolwiek powiedzieć, ale to tylko dlatego, że
jednocześnie boję się, aby cię nie urazić. Mógłbym to zrobić niechcący bo, jak
sama powiedziałaś, nie mam zielonego pojęcia co tam się działo i co przywiedzie
ci na myśl wspomnienia. Wolałbym, żebyś się nimi nie zadręczała chociaż wiem,
ze od razu to się nie uda i zapewne pierwsze dni, tygodnie, czy nawet miesiące
po twoim powrocie będą okropne i będziemy potrzebowali siebie nawzajem. Nie chcę
tylko, żeby było tak, ze ty się kompletnie nie będziesz starać. Staram się
zrozumieć przez co przechodzisz, żeby ci pomóc, ale bez twojej pomocy nigdy nie
zrozumiem tego na tyle…
- Jeszcze nie
dojechaliśmy nawet na miejsce, a ty już się martwisz. Cały Daniel. –
westchnęłam i zauważyłam, że po tym, co powiedział, ulżyło mu. Nie był już taki
spięty, jak przez całą drogę. – Nadal jestem twoją siostrą, wiesz? Może lekko
zmodyfikowaną, ale jednak. Kto by pomyślał, Daniel boi się mnie zaczepić. –
uśmiechnęłam się krzywo, co nie mogło umknąć jego uwadze. Będę musiała
popracować przed lustrem jak udawać normalną.
Posiedział jeszcze
chwilę, a potem bez słowa wstał i wrócił w stronę samochodu. Usłyszałam jedynie
jakieś pojedyncze słowa, na które i tak nie zwracałam uwagi. Głowę bym dała, że
dotyczyły mnie.
Przez cały
czas czułam czyjś wzrok na plecach. Nie odwracałam się, ale po prostu mnie
irytował. Czułam się poniekąd tak, jak u Pete’a. tam również miałam wrażenie
bycia wiecznie obserwowaną, pod kontrolą. Czy tak miało być nadal? Może nie
ufali losowi na tyle by po powrocie chociażby wypuszczać mnie samą w domu? Oprócz
tego, że byłam obserwowana, miałam również pewność, że kiedy tylko się
rozgoszczę w domu, odbędę rozmowę z ojcem. Wtedy prawdopodobnie dowiem się na jakich
warunkach mam funkcjonować. Może jedynie odpuście sobie obowiązki domowe z
litości, a biedny Daniel będzie musiał zapierdzielać za dwóch. Bądź trzech. Tata
jakoś nigdy nie palił się do obowiązków domowych.
Moją głowę
nawiedzały najgłupsze myśli jakie w tej chwili mogły tam zaglądać. Powinnam być
roztrzęsiona, przerażona i podskakująca pod wpływem szumu liści poruszanych
przez wiatr. Może mój umysł podświadomie starał się ratować moją psychikę? I
tak nie udawało mu się to na tyle by zaprzestać nagłych wybuchów płaczu.
- Des? – z rozmyślań
wyrwał mnie głos Justina stojącego tuż za mną – co robisz? Dlaczego się
uśmiechasz do źdźbła mokrej trawy?
Potrząsnęłam
głową i trzeźwo popatrzyłam na swoją dłoń po czym wyrzuciłam owe źdźbło. Kiedy i
dlaczego wyrwałam tę trawę? Chyba mi na mózg padło. Nie odezwałam się.
- Wstaniesz? –
obszedł mnie by stanąć naprzeciw. Wysunął dłoń w moją stronę. – Powinno być ci
trochę zimno, wiesz? Zaczyna coraz mocniej padać.
Bez słowa
podałam mu dłoń i pozwoliłam pociągnąć się ku górze. Wylądowałam bardzo blisko
niego. Może zbyt blisko. Tylko dlaczego nie zwracałam na to większej uwagi? Racja,
Destiny. Przecież go nienawidziłaś, pewnie nadal tak jest i dlatego masz to w
poważaniu. Podziękujesz mu za pomoc, kiedy będzie już po wszystkim i już. Sprawa
załatwiona. Tylko skąd ta czułość w jego zachowaniu? Zawsze tak było?
Staliśmy tak
dobrą minutę. Dopiero kiedy podniosłam wzrok, zauważyłam, że Justin pochyla się
nade mną i obserwuje moją reakcje, a raczej jej brak. Uniosłam lekko twarz
zwracając ją w jego kierunku. Spowodowałam tym, że byliśmy jeszcze bliżej. Popatrzyłam
na niego zdezorientowana po czym uniosłam się na palcach i objęłam go wokół
szyi.
Zesztywniał.
Zaskoczyłam go?
Sama siebie zaskoczyłam. Nie umiałam wytłumaczyć tego zachowania, ani tego jak
bardzo mi ulżyło kiedy objął mnie wtulając w siebie mocno. Niemal na tyle, bym
nie mogła oddychać.
Znowu łzy
wyciekły z moich oczu. Zaczęłam też zauważać, że to zawsze działo się przy nim.
Kolejne niewyjaśnione zjawisko.
Z przyjemności
i swobody jaką otaczała mnie sama obecność chłopaka wyrwał mnie głos brata
nawołujący nas, abyśmy powrócili do samochodu. Zawahałam się chwilę odganiając
myśli, które przyszły mi do głowy o tym, aby może po prosić go, żeby pozwolił
nam obu tu zostać i jeszcze trochę się po przytulać. Justin w końcu pociągnął
mnie za sobą w stronę samochodu.
Albo Justin
mnie tak osłaniał, albo byłam tak ogłupiała i dlatego nie zauważyłam, że
rozpadało się na dobre. A, no i od kiedy miałam kaptur na głowie? Dobrze, że
nie odeszłam daleko.
W samochodzie
na powrót nikt się nie odzywał. Nie, żeby jakoś specjalnie mi to przeszkadzało.
Wolałabym jak najdłużej unikać pytań, które na pewno zostaną zadane i równie
pewne jest to, że będą dotyczyć minionych miesięcy. Tata pewnie będzie się do
tego przygotowywał tak długo, aż sama go to tego pogonię chcąc mieć to z głowy.
Korzystanie z
ciszy nie było wcale takie złe. Zasypiałam co chwilę, na krótko, ale zawsze
coś. Nigdy nie doceniałam spania w samochodzie, ale teraz wszędzie dobrze
byleby bez strachu. A w tym otoczeniu wyczuwalny był jedynie stres i
zaniepokojenie.
Nie patrzyli
na mnie, ale czułam się tak, jakby każdy z moich towarzyszy miał oczy dookoła
głowy i wiedział o każdym ruchu, który wykonam. Mało tego, jakby analizował
każdy oddech tak dokładnie, aby wybadać co wypuściłam z powietrzem oraz co z
nim pochłonęłam.
To było trochę
przerażające.
Ale widziałam
bardziej przerażające rzeczy w życiu toteż nie czułam się specjalnie
niekomfortowo.
Gapiłam się na
zapalające światła przy szerokiej drodze zaczynając zastanawiać się jak długo
mam jeszcze wytrzymać bez toalety.
Spojrzałam na
Justina. Po raz pierwszy od początku podróży nie patrzył w moją stronę. Wydawał
się być zamyślony i kompletnie zatracony w towarzyszących mu myślach. Byłam ciekawa
o czym tak duma, ale postanowiłam, że lepiej nie będę mu przeszkadzać. Podciągnęłam
nogi pod brodę i odwróciłam się plecami do Justina by po chwili odchylić się i
ułożyć na jego kolanach. Leżałam bokiem kiedy stwierdziłam, że mógł jednak
zwrócić na to uwagę.
- Nie przejmuj
się mną. – powiedziałam cichym głosem. Usłyszałam, że się zaśmiał. Jedną ręką
podparł głowę przy szybie, a drugą czule przeczesywał moje włosy.
________________
Postarałam się, prawda? Jest zdecydowanie szybciej niż poprzedni. Dostałam mega motywację, za co jestem bardzo wdzięczna <3
Specjalna dedykacja dla płaczącej @Believe_Pl . Dziękuję ♥
xoxo, ~ms.M