- Nie będę z
nikim rozmawiać! – wrzasnęłam najgłośniej, jak tylko potrafiłam i trzasnęłam z
całej siły drzwiami od swojej sypialni. Zeszłam na dół, tylko na chwilę, a okazało
się, że ten spróchniały doktorek znowu tam siedzi i przesłuchuje mieszkańców
domu.
Rzucił mi
zdecydowane spojrzenie, a ja momentalnie zerwałam się z miejsca i pobiegłam z
powrotem na górę.
- Destiny! –
Justin krzyczał pod moim drzwiami, które były zamknięte, a zamek na tyle
wytrzymały by nie wyrwał się pod wpływem nacisku, jaki powodował od drugiej
strony. W zasadzie nie musiał Az tak się wydzierać, siedziałam pod drzwiami,
wszystko doskonale słyszałam.
- Nie będę z
nikim rozmawiać! – powtórzyłam, a chłopak najwyraźniej szybko zorientował się
skąd dobiega mój głos. Usłyszałam jak zsuwa się po drzwiach. Niemalże czułam
jak opiera się prawym ramieniem o drzwi.
- Otwórz
drzwi. – odezwał się znów po chwili.
- Nie. –
odparłam zdecydowanie. Wyszło mi to nawet bardziej zdecydowanie niż miałam w
nadziei. Drżałam cała. Oni niczego, kompletnie niczego nie rozumieli.
- Dlaczego?
Des, co się stało? – zrozumiałam, iż miał na myśli to, że kiedy pierwszy raz
zobaczyłam doktorka, nie zachowywałam się tak samo. Ale to była przecież
zupełnie inna sytuacja. Wtedy nie wiedziałam kim on jest. Co prawda, dziwne
było to, że wlazł do mojego pokoju i rozsiał się, jakby był u siebie, ale dobre
było to, że się nie ruszał. Zachowywał się jak ojciec, który był tak zmieszany,
że często wyglądał jak posąg.
- Nie będę z
nim rozmawiać i już! – pisnęłam tak głośno, że odruchowo zamknęłam przy tym
oczy.
- A z kim
będziesz? – nie odpuszczał. Dziwił mnie fakt, że nie podnosił głosu, tylko na
początku. Hm, może wtedy myślał, że zamierzam popełnić samobójstwo w zamkniętym
pokoju? Głupota. Chociaż w tej sytuacji, zależy jak na to spojrzeć.
- Z nikim! –
znowu wrzasnęłam – Wy nic nie rozumiecie! Przestańcie ze mnie robić jakąś
pieprzoną wariatkę! – tym razem rozpłakałam się i drżąc na całym ciele wstałam
spod drzwi kopiąc w nie z całej siły.
- Destiny,
uspokój się. – usłyszałam głos Daniela. To oni tam wszyscy stali? – Nikt nie
robi z ciebie żadnej wariatki. I czy możesz wyjaśnić o czym ty mówisz? Czego
nie rozumiemy?
- Niczego. –
warknęłam tak złośliwie, że sama nie rozpoznałam własnego głosu. – Niczego. I
nie zrozumiecie. Chcecie się mnie pozbyć? Proszę bardzo. Ale nie w ten sposób.
Nic wam nie powiem. Nic. Nie wydusicie ze mnie ani słowa. Jasne? – stałam na
środku pokoju wpatrując się w drzwi tępym wzrokiem.
- Co jest, do
cholery. – któryś z nich warknął pod nosem. Nie skupiałam się na tym, by rozpoznać głos. Po prostu mówili,
słowa płynęły w powietrzu, aż w końcu osiadały w moich uszach.
Wzdrygnęłam się
kiedy usłyszałam głośny huk i zauważyłam, że drzwi wejściowe do mojej sypialni
zadrżały.
- Co ty
wyprawiasz?! – wrzasnęłam z wściekłością – Porąbało cię?! Chcesz mi drzwi
wywalić i zabrać jedyne miejsce, gdzie żaden z was nie gapi się na mnie z
litością?! – podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę, ale nie otworzyłam ich. –
A z resztą, rób, co chcesz. Ale stoję tu, jeśli wywalisz te drzwi z zawiasów,
polecą razem ze mną.
- Destiny, co
ty najlepszego wyprawiasz? – usłyszałam spokojny głos, na którego rozpoznaniu
ponownie się nie skupiłam.
- Przecież nic
nie robię. – odpowiedziałam bez zastanowienia. Przecież tak właśnie było. –
Stoją grzecznie w swoim WŁASNYM pokoju.
- Dlaczego nas
tam nie wpuścisz?
- Nie
zamierzam spędzać czasu z kimś, kto robi ze mnie wariatkę. Nie potrzebuje
żadnej pomocy psychiatry, jasne? Jeszcze raz ten staruch wlezie do tego domu, a
gorzko pożałujecie. Wszyscy. – warczałam wbijając wzrok w drzwi kompletnie bez
opanowania. Słowa same przychodziły, ale jakby wywodziły się z jakiejś
nieznanej części mnie.
- Co w ciebie
wstąpiło?! Destiny, dość tego. Słyszysz? DOŚĆ. – to był ojciec. Nie miałam
problemu z rozpoznaniem. Jego głos rozbrzmiał jak trzaski starej, drewnianej
podłogi w środku nocy. Był znacznie głośniejszy niż powinien, pewnie dlatego
tak szybko go rozpoznałam.
Nie zdążyłam się
zorientować kiedy z piskiem strachu zostałam odepchnięta przez drzwi na bok na
tyle mocno by wygiąć się w pół i odczuć to dość mocno.
- Tato! –
rozległ się przerażony krzyk mojego brata. Widziałam wszystko jakby zza ściany
wody, albo zabrudzonego lustra weneckiego. Przez chwilę poczułam się jakby mnie
tam z nimi nie było, jakby byli gdzieś dalej, a ja byłam tylko intruzem, który
ich podglądał bez wiedzy obserwowanych.
Stałam przez
chwilą skulona po czym podniosłam się i spojrzałam w stronę trójki mężczyzn. Zerknęłam
na drzwi, tata wyłamał jedynie zamek. Szlag by to. Znowu przeniosłam na nich
wzrok tak otępiały, jakby coś mnie opętało. Niestety tak to musiało wyglądać. Drżałam,
patrząc na nich nieco z dołu i dokładnie przyglądając się im, aby nie przegapić
niczego, co zrobią.
- Boże, ty
płaczesz. – głos wydobył się ze strony, z której stał Justin. Szybko zauważyłam,
że się do mnie zbliża. Powoli, ale jednak nie byłam na tyle zszokowana
zachowaniem ojca, żeby tego nie zauważyć.
- Przestań!!! –
wrzasnęłam ile sił w płucach – Nie zbliżaj się do mnie!!! – w tym momencie
każdy z nich stał nieruchomo patrząc w moją stronę. Mierzyłam każdego po kolei
wzrokiem nie zdając sobie sprawy z tego, jak strasznie wyglądam. Dziecko z
horroru bez celowej charakteryzacji. – Po co to zrobiłeś? Co chciałeś tu
zastać?! – zwróciłam się do taty.
- Destiny,
słonko… - zrobił krok w moją stronę, a ja zrównoważyłam się cofnięciem o tyle
samo. Wtedy spuścił głowę na moment i chyba był to moment, w którym postanowił,
że nie będzie zmniejszać dystansu między nami – Wiesz, że nie chcę dla ciebie
źle. Wystraszyłaś mnie.
Zawahałam się.
Spuściłam wzrok analizując wszystko, ale niczego nie potrafiłam zrozumieć. Oni niczego
po prostu nie rozumieli. Tak, to było to.
- Bredzisz. –
warknęłam – dlaczego od razu nie wyślecie mnie do jakiegoś pieprzonego szpitala
dla psycholi?
- Des,
przestań. – ktoś wtrącił się do rozmowy, kiedy odwróciłam głowę zauważyłam, że
przede mną znajduję się tylko dwóch facetów. Odwróciłam głowę i pisnęłam
przestraszona, ale Justin się nie zniechęcił. Objął mnie mocno stojąc za mną. Objął
tak, bym nie mogła ruszyć rękoma. Albo to ja byłam słaba, albo po prostu on
znacznie silniejszy ode mnie, co uniemożliwiło mojemu wierceniu wydostanie się
z uścisku.
Pochylił się
opierając delikatnie głowę na moim ramieniu i uciszając mnie czule. Nie puszczał,
mimo że marzyłam o tym od samego początku. Zrezygnowałam z dalszego wyrywania
się tylko dlatego, że to nie miało sensu. I tak bym się nie wyrwała.
- Powiesz mi
teraz co się stało? – nadal mnie trzymał, ale pozwolił sobie na kolejny krok,
zachowując środku ostrożności. Jego głos nie był wścibski, ani denerwujący. –
Co cię tak zdenerwowało?
- Nic. –
burknęłam – Z resztą to nie jest twoja sprawa. – zabolało go to. Jego wyraz
twarzy mówił sam za siebie. Spróbowałam wykorzystać chwilę i się wyrwać, ale
szybko okazało się, że nie zwolnił uścisku. Po chwili podniósł z powrotem głowę
i spojrzał na mnie.
- Wcześniej
się tak nie denerwowałaś. Boisz się czegoś? – nie zahamował również swojej
czułości. Przesunął rękę ku górze nie odrywając jej ode mnie. Cwaniak,
wiedział, że mogę spróbować znowu się wyrwać, a jedną ręka mnie nie utrzyma. Zatrzymał
dłoń na policzku, otarł go delikatnie (okazał się być cały zalany łzami), a
potem wykonał to samo na drugim.
- Nie. –
odparłam obojętnie. – Nie chcę. Ja… nic wam nie powiem. Nie mogę, ja ich nie
znałam, nie wiedziałam, nie mogłam nic zrobić. Nie mam z tym nic wspólnego. –
głos mi się łamał. Drżałam cała i kolejne łzy ciekły po policzkach.
- Hej,
Destiny. Uspokój się. O czym ty mówisz? – nie puszczając mnie przeszedł na
drugą stronę by patrzeć prosto na mnie. Jednocześnie zasłonił mi widok brata i
ojca, ale to nie było jego zamiarem. – Jacy oni? – chyba starał się uspokoić
mnie tonem głosu, ale nie dawało to rady.
Zgubiłam się. Nie
wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Widziałam, że czeka. Wiedział, że w końcu
pęknę. Zawsze to robił. Może nie zdawał sobie z tego sprawy, ale potrafił
przełamać we mnie barierę, która blokowała potok słów gromadzących się w
głowie.
Byłam pewna,
że widziałam już w życiu zbyt wiele. Bałam się codziennie o to, że ktoś wpadnie
do domu i będzie chciał się czegoś ode mnie dowiedzieć. Ale ja nie mogłam. Przecież
wtedy… wtedy oni by mnie znaleźli i znowu zabrali z domu. Co by wtedy było? Jeśli
historia powtórzyłaby się, nie sądzę, aby miała takie samo zakończenie. Niezależnie
od tego, jaką pewność co do tego mieliby ci trzej mężczyźni stojący w pokoju. Wtedy
już na pewno bym nie wróciła. A co jeśli uwzięliby się także na nich? Justin?
Daniel? Tata? Mieliby stać się kolejnymi ofiarami? Tylko dlatego, że
wychlapałam coś, czego nie powinnam była nawet wspominać we własnej głowie?
- Nic nie
wiem. – odparłam nie wiem po jakim czasie namysłu. Wypowiedziałam te słowa tak
szybko, że zabrzmiało to jak „nynewe”. Jednak nie miałam zamiaru powtarzać
wolniej. Drżałam tak bardzo, że nie mogłam zdobyć się na nic lepszego.
- Kwiatuszku,
uspokój się. – czułym gestem odgarnął niesforny kosmyk włosów z mojej twarzy. –
Nie musisz się niczego bać. Pamiętasz co ci obiecałem? Nic ci już nie grozi. Stanę
na rzęsach, żeby ci to zapewnić. Możesz nam powiedzieć. – znowu to robił. Przełamywał
to coś, co we mnie tkwiło i odbudowywało się co jakiś czas. Proces się
powtarzał. On to łamał wydobywając ze mnie każde wspomnienie, a to po jakimś
czasie znowu się pojawiało.
Popatrzyłam na
niego niepewnie z dołu znowu zaczynając rozmyślać. Nie chciałam o tym mówić,
nawet nie wiedziałam jak, ale z drugiej strony skoro już zaczęłam i tak o
wszystkim się z nim dzielić i zawsze w pewien sposób potrafiło mi to ulżyć… nie
bardzo, ale jednak.
Obróciłam głowę
i spróbowałam wyswobodzić jedną rękę. Justin odpuścił od razu, jednak resztę
mojego ciała nadal dość mocno ściskał. Wskazałam laptopa, po czym spojrzałam
ponownie na Justina. Po jego obu stronach znaleźli się Daniel i mój tata.
- Co tam jest?
Pokręciłam głową.
- Nie możesz
nam powiedzieć, czy po prostu nie chcesz?
- Boję się. –
szepnęłam wyczerpanym głosem.
- Czego?
- Że oni po
mnie wrócą. – nadal szeptałam niepewnie.
- Nikt po
ciebie nie wróci. – przytulił mnie bardzo mocno do siebie i przytrzymał tak
przez chwilę.
Znowu spojrzałam
na laptopa i patrzyłam tak tępo przez chwilę po czym stwierdziłam, że
powiedzieć nie potrafię, ale są inne sposoby, aby coś przekazać.
Wyrwałam się z
objęć Justina, który albo się przestał pilnować, albo stwierdził, że już nie
będę się rzucać i po prostu puścił. Podeszłam do laptopa i jak najszybciej
otworzyłam ostatnio otwierane strony. Kiedy już włączyłam odsunęłam się patrząc
na niego znacząco.
Podszedł zajmując
przestrzeń między mną, a biurkiem i pochylił się nad ekranem. Odwrócił się i
spojrzał na mnie kompletnie zmieszany.
- Sam
chciałeś. – nie spuszczałam z niego wzroku odkąd tylko podszedł – Powiedzieć nie
mogę.
- Znasz ich? –
do biurka zbliżyli się także Daniel i tata, którzy również szybko zorientowali
się, że otwarta strona przedstawia ciągle powiększającą się listę osób
zaginionych z Nowego Yorku i okolic.
Pokręciłam głową.
- Masz zamiar
w ten sposób mi odpowiadać?
Wzruszyłam
ramionami. – Raczej tak. Inaczej nie umiem, przykro mi. To niełatwe.
- Rozumiem. Więc..
to ich sprawka, że ci ludzie zaginęli? – wszyscy w pokoju zrozumieli kogo
Justin ma na myśli.
- Oni nie żyją.
– zmieniłam taktykę odpowiadania. Odpowiedziałam bezbarwnym głosem. – A ja na
to wszystko patrzyłam i nic z tym nie zrobiłam. Nie zdążyłam…
- Des,
przecież nie mogłaś. W takiej chwili każdy myśli o sobie.
- Nieprawda.
Justin, oni mnie błagali o pomoc. To nie była przyjemna śmierć. On ich dręczył.
– zatrzymałam się przygryzając wargę i uciekając wzrokiem.
- Dlaczego
bałaś się nam o tym powiedzieć? Przecież od samego początku wiedzieliśmy, że
nic dobrego się tam nie działo.
- Bo nie chcę,
żeby ktoś przekazał coś dalej. Oni.. ja.. wypuściłam kilku z nich, ale nie wiem
co się z nimi stało.. nie wiem, czy ktoś się o tym dowiedział, ale nie sądzę,
żeby ktokolwiek miał problem z zauważeniem braku człowieka. Więc pewnie tego
tak nie zostawią. Znajdą mnie, Justin. Będę musiała za to odpowiedzieć, złamałam
ich zasady.
- Destiny,
nikt cię tu nie znajdzie. Przestań pleść głupoty. – podszedł i przytulił mnie –
Wszystko będzie dobrze. – westchnął i wtedy po raz pierwszy usłyszałam
powątpiewanie w jego głosie.
______________________________
Jak przystało na spójność bloga, dzięki nagłówkowi mamy rozdział pisany z pomocą piosenki Miley Cyrus - When I Look At You. ♥
Nie napiszę, że nie miałam weny, bo nie było najgorzej, a poza tym pod ostatnim postem zostało stwierdzone, iż to nie może być brak weny, haha (:
I JAK SIĘ PODOBA? ♥
xoxo, ~ ms. M